Jakoś się żyło, ciężko, nieraz głodno, ale nie to było najgorsze. Najgorsza yła niepewność i strach, co się jutro może wydarzyć. Poważnie myśleliśmy o wyjeździe do częściowo wyzwolonej Polski, lecz zdecydować się nie było łatwo. I tak upłynął czas aż do tragicznego dnia 31 grudnia 1944 roku, prawie sześć miesięcy od naszego ślubu. Jak zwykle wyprawiłam męża do pracy, miał dzienną zmianę, a sama miałam uszykować coś lepszego na wieczór powitania Nowego 1945 Roku.
Teściowa kupiła na wsi gęś, miałam ją upiec, no i zrobić pączki. Krzątałam się w kuchni gdy wpadły spłakane znajome dziewczyny, aby powiadomić, że była łapanka i wszystkich napotkanych na ulicach mężczyzn, a niektórych z domów, zabierano. – Jak to?! To chyba pomyłka?! Tolek przecież pracuje na kolei, ma „branirowkę” (reklamację od wojska). One na to, że ich bracia też mają, też kolejarze, a zatrzymani na pewno.
Na razie był na NKWD w Nowo-Wilejce, potem miała być segregacja. Było przypuszczenie, że w najgorszym wypadku do Armii Berlinga ich wezmą. Nikt nie pomyślał, ze tak z nim postąpią. Przecież „sajuźniki”, była polska armia, która z nimi wspólnie walczyła!... – Niestety!
Podczas tej akcji w naszej miejscowości, a także na całej Wileńszczyźnie aresztowano prawie wszystkich mężczyzn od 15 do 50 i więcej lat. Między innymi p. Józefa Łukaszewicza, księży Lucjana i Stanisława hr. Sołtana i wielu, wielu innych, wiele młodych dziewczynek, łączniczek AK... Wielu z ich nie przeżyło katorgi – łagrów.
W Nowy Rok rano wzięłam połowę tej gęsi menażkę zupy, a do pączka dyskretnie – tak mi się zdawało – wsadziłam maleńką karteczkę drobniutko zapisaną. Pisałam, że jego przełożony, Naczelnik Stacji, okazał wiele współczucia i obiecał pomóc. Podałam to jedzenie, a oni kazali mi czekać, jakiś czas na dworze, a potem w pomieszczeniu NKWD.
Siedzę godzinę, dwie, sołdaty chodzą w różne strony, wreszcie wchodzi mój Tolek z naręczem rąbanego drzewa do pieca za nim milicjant z karabinem. Mąż, jak mnie zobaczył, odruchowo zrobił krok w moją stronę o mało nie upuścił drew, a enkawudzista pchnął go karabinem w plecy: – Ty sk... idzi!
Ściemniło się, a ja dalej siedzę, głodna, ale boję się pytać, dlaczego zatrzymali? Wreszcie wezwali: – Ty, tam, idzi siuda.
Idę, już znałam dobrze rosyjski w mowie i piśmie. Pokazują moją karteczkę.
– Ty to pisała? Czytaj i prawadzi, znajesz ruskij? (Ty to pisałaś? Czytaj i tłumacz, znasz rosyjski).
– Tak – i słowo po słowie im przetłumaczyłam.
– Ty znajesz, szto za eto dieło możesz posidzieć? (wiesz, że za taką rzecz możesz posiedzieć?).
Ja na to śmiało:
– Da, za takoje prestuplenije ja uże dawolna pasidzieła! Atpuścicie mnie, pażałusta (Tak, za takie przestępstwo ja już dość posiedziałam. Pozwólcie odejść, proszę).
– Bieri swai wieszczi i uchadzi! (Bierz swoje rzeczy i uciekaj!)
Z tego aresztu w Nowo-Wilejce zostało zwolnionych dwóch mężczyzn. Jeden miał dwoje malutkich dzieci, sam chyba nie miał jeszcze dwudziestu lat, mógł się załamać, a drugiego pozostawili, podejrzewali, że sypał! Nie stwierdzono tego na pewno, więc nazwisk nie podaję. W krótkim czasie po tym fakcie wyjechali do Polski.
Chodziłyśmy pod ten areszt co dzień, w ciągu kilku dni, aż pewnego ranka uszykowali kolumnę i wyprowadzili ich na piechotę do Wilna, do więzienia na Placu Łukiskim. Było nas kilka młodych kobiet, idących za kolumną aż pod to straszne więzienie. Teraz nadzieja na ich powrót, albo nawet wcielenie do armii była coraz słabsza. Spodziewając się wywózki męża do Rosji, chciałam podać mu swoje buty narciarskie cieplejsze, bo on miał na nogach półbuty, no i menażkę żołnierską. Mając jakieś naczynie łatwiej w więzieniu, czy gdzieś w łagrze, skombinować jakieś pożywienie. Ta myśl okazała się zbawienną.
Po zatrzymaniu kolumny przed bramą więzienną była chwila czasu. Zaryzykowałam. Poprosiłam sołdata, żeby pozwolił zamienić nam buty. Stałam w pończochach na lodzie styczniowym, dopóki nie przyniósł od Tolka pantofli, no i podałam menażkę. Podziękowałam żołnierzowi, że dzięki niemu mogłam choć tyle pomóc mężowi.
Brama się z łoskotem zatrzasnęła za naszymi najdroższymi mężami, synami, ojcami, braćmi... Stałyśmy, póki nas nie odegnano!
Jadwiga Łoginowa
c.d.n.
Serwis informacyjny powstał pod koniec 2015 roku, na fali sprzeciwu wobec łamania podstawowych zasad demokracji, praworządności a także zwykłej przyzwoitości w relacjach łączących rządzących i obywateli, w czasie protestów Komitetu Obrony Demokracji z województwa warmińsko-mazurskiego i terenów ościennych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz