(Fot. M. Marchewka) |
Faktycznie osoby, z którymi na ogół bezpośrednio się ścieramy, to zwolennicy różnych radykalnych nurtów tzw. „prawicy patriotycznej”. Są wśród nich przede wszystkim sympatycy i członkowie ONRu, partii KORWIN, Młodzieży Wszechpolskiej, stowarzyszeń kibicowskich itp. Nie piszę tu o Kukiz15, bo w gruncie rzeczy ten ruch to konglomerat wymienionych wyżej ugrupowań. Środowiska te, mimo deklarowanych różnic programowych, przenikają się wzajemnie. W jednej z rozmów na tym blogu anonimowy sympatyk wymienionych organizacji usiłował mnie przekonać, że wskazany przez nas antyKODowicz, który zabrał nam i podeptał flagę Unii, na pewno nie należy ani do ONR, ani do partii KORWIN, ani też nie ma nic wspólnego z kibicami, mimowolnie potwierdzając, że wszyscy się tam miedzy sobą znają.
Na czas ostatnich wyborów w całym kraju wszystkie te organizacje zawarły ze sobą sojusz, który zdaje się utrzymywać do dziś. Trudno powiedzieć na ile jest on sformalizowany, jednak widoczny jest gołym okiem w codziennym działaniu tych ugrupowań, nie tylko na olszyńskich ulicach. W ramach tego sojuszu doprowadziły one do zmiany władz w naszym kraju a w tej chwili prowadzą bezpardonową walkę przeciwko nam. Wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądała cała seria prowokacji wymierzonych w Komorowskiego, realizowanych zawsze według tego samego scenariusza praktycznie na wszystkich wiecach, które sztab prezydenta organizował. Najpierw zagłuszanie i obrzucanie obraźliwymi hasłami, przepychanki z jego zwolennikami lub akcje bezpośrednie w stylu „Jak żyć premierze/prezydencie jak żyć?”, potem odpowiednio przycięta relacja wideo na YouTubie i seria memów w Internecie, które w ciągu kilku godzin zapełniały strony prowadzone przez wymienione wyżej organizacje.
(Fot. M. Marchewka) |
Z efektów tych akcji skwapliwie korzystała PiSowska machina propagandowa. Tymczasem na antywiecach PiSu raczej widać nie było. Oficjalnie tam nie występował. Można, oczywiście, tłumaczyć, że PiS ma małe poparcie wśród młodzieży i będzie w tym sporo racji, jednak prawdziwy powód jest inny. Po prostu Prawo i Sprawiedliwość nie chciało narażać się na ewentualną krytykę umiarkowanych wyborców, którzy takich metod walki politycznej z przeciwnikiem nie akceptują. Czarną robotę wykonywali za nich opisywani wyżej „prawdziwi Polacy patrioci” (dla uproszczenia będę ich dalej nazywał PPP). Jeśli tych ludzi zapytać o stosunek do PiS, to tu sprawa nie jest już taka prosta.
W mojej ocenie, a piszę to na podstawie własnych obserwacji, PPP postawili sobie jakiś czas temu dwa cele: taktyczny i strategiczny. Strategicznym i dalekosiężnym jest objęcie pełni władzy w Polsce i przeorganizowanie jej w państwo dyktatury narodowej, działającej poza Unią Europejską. Aby ten cel osiągnąć, zrealizowali najpierw cel taktyczny czyli odsuniecie PO od władzy i oddanie rządów PiSowi, stąd też współpraca z PiS.
Popierają tę partię wszędzie tam, gdzie działania sojusznika służą ich własnemu celowi strategicznemu. PPP bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że dziś nie są jeszcze w stanie przekonać do siebie większości społeczeństwa i nie mają żadnych szans w demokratycznych wyborach. Jednak to ich głos i ich działalność propagandowa zadecydowała o zwycięstwie PiS, mimo tego, że oficjalnie się od tej partii odżegnują. Należy więc zadać sobie pytanie, czy na pewno chcą ręka w rękę z PiS budować IV RP? Osobiście wątpię. Swoje państwo - RP nr V chcą zbudować na trupie czwartej. Żeby to było możliwe, Kaczyński i jego ludzie muszą im oczyścić przedpole z pozostałości po trzeciej i przygotować zręby prawno-instytucjonalne pod budowę państwa totalitarnego, o którym marzą. Właśnie tylko po to Jarosław Kaczyński jest im potrzebny i jak na razie, w ich ocenie, wywiązuje się z tego zadania bez zarzutu. Tymczasem oni mają czas, żeby się uczyć władzy. Część PPP przebrała się w garnitury i startowała z sukcesem w samorządowych wyborach, kolejni pod szyldem Kukiza dostali się do Sejmu, są pewnie i tacy, którzy zainstalowali się w PiS. Czy politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zdają sobie z tego sprawy? Trudno powiedzieć. Sądzę, że ich plan polega na wchłonięciu i „ucywilizowaniu” radykałów oraz stworzeniu propisowskich bojówek spośród tych, których „ucywilizować” się nie da. Naiwnie sądzą, że będą w stanie tym pokierować. Jarosław w ramach realizowanej przez siebie „kontrreformacji” planuje kolejne radykalne kroki. W jednym z ostatnich wystąpień przewiduje wiosenne protesty uliczne opozycji i apeluje o organizację kontrmanifestacji. Sprawni, fanatyczni chłopcy będą wtedy, jak znalazł i tym będą skuteczniejsi, im bardziej odczują opiekę swego taktycznego sojusznika, a przecież taka opieka jest im od lat udzielana - że wspomnę choćby odwiedziny prominentnych działaczy PiS w pudle u kibola Starucha. Tym razem na wyzwiskach i jajkach może się nie skończyć. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale skojarzenia z rokiem 68 same się nasuwają.
(Fot. M. Marchewka) |
Jak będzie nasz kraj wyglądał po pożarze, Bóg raczy wiedzieć. Póki co partia władzy prowadzi swój taniec z wężem i wygląda na to, że jest nim w pełni usatysfakcjonowana.
Spójrzmy jak to działa na naszym podwórku. Zadowolony z siebie poseł PiS, Jerzy Szmit, obecnie członek rządu w randze wiceministra, mruga do nich porozumiewawczo oczkiem, umieszczając w nagłówku swego facebookowego profilu przycięte zdjęcie z demonstrującym ONR-em.
W tym samym miejscu zaprasza też na antyKODowską demonstrację, wiedząc dokładnie, kto tam się pojawi i przedstawiając ją jako „wojnę cywilizacji”.
Jego radykalni sojusznicy składają mu tam relację i dziękują zdjęciem deptanej przez siebie flagi unijnej. Członek rządu nie ma z tym najwyraźniej żadnego problemu.
Jak widać, na razie panuje miodowy miesiąc w tym związku. Partnerzy (związek nie jest oficjalnie poświęcony) spijają sobie we wspólnych atakach na KOD jad z usteczek. Mimo to, do radiowego mikrofonu demonstranci oświadczają, że nic wspólnego z PiSem nie mają. Gdyby więc doszło do jakiś kiepsko wyglądających w TV przepychanek, PiS ma alibi. Może się zdystansować do jawnie antydemokratycznych haseł, wygłaszanych przez swoich popleczników. To alibi będzie, jak przewiduję, na wiosnę dużo bardziej potrzebne niż dziś. Rozstanie, publiczne pranie brudów i pranie się po pyskach nastąpi dopiero za jakiś czas.
Audycję radiową na temat incydentu w „Vallhali” młodzi fanatycy kończą zdaniem, że są przyszłością naszego narodu. Czy taką właśnie przyszłość chce Polsce po swoich rządach zostawić w spadku Jarosław Kaczyński? Czy zdaje sobie sprawę, że po sympatycznym, oświeconym autokracie z Żoliborza (za którego się pewnie ma), jego następcą może zostać średnio-oświecony i mało-sympatyczny kulturysta z Lublina i że dzięki stworzonym przez PiS warunkom, król Marian I będzie mógł korzystać z praktycznie nieograniczonej władzy? On ma duże doświadczenie z wpuszczaniem i usuwaniem ludzi z lokalu (że powrócę do „Valhalli”) i nie zawaha się go użyć w większej skali, kiedy Polska stanie się jego wielkim prywatnym klubem. Któż będzie mógł mu przeszkodzić?
Jerzy Walasek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz