Styczniowy poranek. Za oknem -14o C. A przede mną
droga do Olsztyna. 120 km. Obiecałam, że będę w straży zgromadzenia. Jadę, bo przecież wolność mam w naturze.
Na miejscu zimna nie czuję. Daje o sobie znać niepokój
wynikający z niepewności. Przecież robimy to po raz pierwszy w życiu. Nie mamy
doświadczenia, nie wiemy, kto i z jakim nastawieniem przyjdzie. Adrenalina sięga zenitu, ale nie można jej dać nad sobą zapanować. Musimy być spokojni i
uważni.
Patrzę z rosnącym optymizmem i radością, jak ludzie gromadzą się na
Starym Mieście. Jest nas coraz więcej. Panuje sympatyczna atmosfera. Towarzyszą
nam serdeczne rozmowy i życzliwe uśmiechy. Ludzie proszą o znaczki, wlepki,
flagi, śpiewniki, ulotki. Są wyraźnie zaciekawieni i pozytywnie nastawieni.
W
pewnym momencie podchodzi do mnie młody chłopak, może szesnasto –siedemnastoletni
i pyta, o której się demonstracja rozpocznie. Kiedy odpowiadam, ten mnie
informuje, że jest z przeciwnego obozu, ale chciał się upewnić. Chwilę
rozmawiamy o tym, że to pokojowa demonstracja, na której może wyrazić swoje
zdanie. Chłopak jednak postanawia poszukać swoich, ale za informacje grzecznie dziękuje.
Zaczyna się manifestacja. Tłum gęstnieje. Od strony Ratusza
przychodzą nasi goście z kontrmanifestacją. Próbują nas zagłuszyć, ale nas jest
więcej. Atmosfera na prawej stronie staje się trochę napięta. Koledzy i koleżanki ze straży muszą
prosić i interwencję. Patrioci depczą flagę Unii Europejskiej, niszczą symbole KODu
Ale my musimy zachować spokój. Robić swoje, nie dawać po
sobie poznać zdenerwowania, pomagać tym, którym nasza pomoc jest potrzebna.
A jest. Ewa Borguńska opowiada: Do mnie podeszła starsza pani, na samym początku manifestacji, bo zobaczyła, że mam znaczek. Tak bardzo też chciała mieć, była zdeterminowana, ale ledwo stała na nogach, o kulach, nie miała siły iść do namiotu organizatorów. Już prawie ja tam szłam po znaczek dla niej, ale przypomniałam sobie, ze mam w kieszeni zapasowy. Ależ była szczęśliwa! Mówiła, że była na czytaniu Konstytucji, było wtedy paręnaście osób. Myślała, że dziś tez tyle przyjdzie. Była niezwykle podekscytowana i wzruszona, że jest nas tak wielu. Miałam oczy w mokrym miejscu.
Ja miałam krótkie spotkanie z małą, może czteroletnią dziewczynką, która pytała:
- Tu jest Polska? To ja chcę flagę.
Nie mogłam dziecku dać flagi, ale miałam małą chorągiewkę, która dziewczynkę ucieszyła tak bardzo, że posłała mi najpiękniejszy uśmiech świata.
Twarze spokojne, skupione, wsłuchane w to, co płynie ze sceny.
Ludzie żywo reagują na słowa organizatorów. Ze szczególną uwagą wsłuchują się w
to, co mówi Krzysztof Łoziński.
Słyszę za sobą płacz dziecka. Reaguję. Obie z
matką pytamy malca, dlaczego płacze:
- Bo ten pan siedział w więzieniu, a on kocha Polskę.
Nie wiem mróz czy wzruszenie wycisnęło mi łzy z oczu.
A później dech mi w piersi zaparło, wzruszenia już wcale
nie kryłam i tylko pokłoniłam się nisko pani, która pod koniec manifestacji wręczyła
mi dwie róże: białą i czerwoną. I
powiedziała:
- To dla was. Dziękuję za to, że jesteście. Dziękuję za KOD.
Biegiem przekazałam kwiaty dla wszystkich koderek i koderów Michałowi Mazurkiewiczowi - Koordynatorowi Warmińsko-Mazurskiego Komitetu Obrony Demokracji, by zdążyć nim skończy dziękować uczestnikom zgromadzenia.
Anna Thoreau udostępniła film z przemówieniem Michała.
Te róże w barwach narodowych będą dla mnie nie tylko symbolem tego, co ukochałam od dziecka - ojczyzny. Staną się również symbolem solidarności w obronie wolności i demokracji. Staną się dowodem na to, że jest w nas dobro, piękno i miłość.
Pani, która mi je dała, już na zawsze pozostanę wdzięczna.
To był emocjonujący dzień. Barwny, piękny, budujący. Chciałabym wszystkim, bez wyjątku, podziękować za te chwile.
Radosława Górska
1 komentarz:
Dziękuję.
Prześlij komentarz