sobota, 23 stycznia 2016

Znaczek, chorągiewka i dwie róże


Styczniowy poranek. Za oknem -14o C. A przede mną droga do Olsztyna. 120 km. Obiecałam, że będę w straży zgromadzenia. Jadę, bo przecież wolność mam w naturze.


Na miejscu zimna nie czuję. Daje o sobie znać niepokój wynikający z niepewności. Przecież robimy to po raz pierwszy w życiu. Nie mamy doświadczenia, nie wiemy, kto i z jakim nastawieniem przyjdzie. Adrenalina sięga zenitu, ale nie można jej dać nad sobą zapanować. Musimy być spokojni i uważni. 
Patrzę z rosnącym optymizmem i radością, jak ludzie gromadzą się na Starym Mieście. Jest nas coraz więcej. Panuje sympatyczna atmosfera. Towarzyszą nam serdeczne rozmowy i życzliwe uśmiechy. Ludzie proszą o znaczki, wlepki, flagi, śpiewniki, ulotki. Są wyraźnie zaciekawieni i pozytywnie nastawieni. 
W pewnym momencie podchodzi do mnie młody chłopak, może szesnasto –siedemnastoletni i pyta, o której się demonstracja rozpocznie. Kiedy odpowiadam, ten mnie informuje, że jest z przeciwnego obozu, ale chciał się upewnić. Chwilę rozmawiamy o tym, że to pokojowa demonstracja, na której może wyrazić swoje zdanie. Chłopak jednak postanawia poszukać swoich, ale za informacje grzecznie dziękuje.  
Zaczyna się manifestacja. Tłum gęstnieje. Od strony Ratusza przychodzą nasi goście z kontrmanifestacją. Próbują nas zagłuszyć, ale nas jest więcej. Atmosfera na prawej stronie staje się trochę napięta. Koledzy i koleżanki ze straży muszą prosić i interwencję. Patrioci depczą flagę Unii Europejskiej, niszczą symbole KODu 


Ale my musimy zachować spokój. Robić swoje, nie dawać po sobie poznać zdenerwowania, pomagać tym, którym nasza pomoc jest potrzebna.
A jest. Ewa Borguńska opowiada: 
Do mnie podeszła starsza pani, na samym początku manifestacji, bo zobaczyła, że mam znaczek. Tak bardzo też chciała mieć, była zdeterminowana, ale ledwo stała na nogach, o kulach, nie miała siły iść do namiotu organizatorów. Już prawie ja tam szłam po znaczek dla niej, ale przypomniałam sobie, ze mam w kieszeni zapasowy. Ależ była szczęśliwa! Mówiła, że była na czytaniu Konstytucji, było wtedy paręnaście osób. Myślała, że dziś tez tyle przyjdzie. Była niezwykle podekscytowana i wzruszona, że jest nas tak wielu. Miałam oczy w mokrym miejscu.  
Ja miałam krótkie spotkanie z małą, może czteroletnią dziewczynką, która pytała:
- Tu jest Polska? To ja chcę flagę.
Nie mogłam dziecku dać flagi, ale miałam małą chorągiewkę, która dziewczynkę ucieszyła tak bardzo, że posłała mi najpiękniejszy uśmiech świata.  
Twarze spokojne, skupione, wsłuchane w to, co płynie ze sceny. Ludzie żywo reagują na słowa organizatorów. Ze szczególną uwagą wsłuchują się w to, co mówi Krzysztof Łoziński. 

Słyszę za sobą płacz dziecka. Reaguję. Obie z matką pytamy malca, dlaczego płacze: 
- Bo ten pan siedział w więzieniu, a on kocha Polskę.
Nie wiem mróz czy wzruszenie wycisnęło mi łzy z oczu.
A później dech mi w piersi zaparło, wzruszenia już wcale nie kryłam i tylko pokłoniłam się nisko pani, która pod koniec manifestacji wręczyła mi dwie róże: białą i czerwoną.  I powiedziała: 
- To dla was. Dziękuję za to, że jesteście. Dziękuję za KOD.

Biegiem przekazałam kwiaty dla wszystkich koderek i koderów Michałowi Mazurkiewiczowi - Koordynatorowi Warmińsko-Mazurskiego Komitetu Obrony Demokracji, by zdążyć nim skończy dziękować uczestnikom zgromadzenia. 
Anna Thoreau  udostępniła film z przemówieniem Michała. 

Te róże w barwach narodowych będą dla mnie nie tylko symbolem tego, co ukochałam od dziecka - ojczyzny. Staną się również symbolem solidarności w obronie wolności i demokracji. Staną się dowodem na to, że jest w nas dobro, piękno i miłość. 
Pani, która  mi je dała, już na zawsze pozostanę wdzięczna.



To był emocjonujący dzień. Barwny, piękny, budujący. Chciałabym wszystkim, bez wyjątku, podziękować za te chwile. 

Radosława Górska