poniedziałek, 7 grudnia 2015

...I dlatego wstąpiłam do KOD

Lato 1968 - podekscytowani podskakujemy z bratem przed drzwiami garażu. Czekamy na tatę. Nie wiemy dlaczego nie poszedł dziś do pracy, ale bardzo się z tego cieszymy. Wybieramy się do dziadka, na przystań, może potem uda nam się naciągnąć go na lody… Ojciec wychodzi z klatki schodowej i idzie w naszą stronę. Parędziesiąt metrów od niego, zza bloku wylania się sylwetka jego biurowego kolegi. Tato podnosi rękę w geście pozdrowienia, ale kolega – zamiast jak zwykle podejść do niego i zamienić parę słów – zbacza gwałtownie i przechodzi na druga stronę ulicy. Twarz taty tężeje, ręka opada… My, dzieci patrzymy w zdumieniu nic nie rozumiejąc… Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Ojca wywalono z pracy, bo (jako jeden z dwóch na prawie dwieście osób) odmówił złożenia swego podpisu na potępiającym strajki studentów, wazeliniarskim liście do Gomulki.

Zima 1981.  W parę osób spotykamy się w starym warmińskim domku na skraju Olsztyna. Jest dopiero wczesne popołudnie, ale za oknami panuje szarówka. Zaciągamy ciężkie zasłony i zamykamy okiennice. W świetle naftowej lampy, według przyniesionych przez kumpla instrukcji, chłopaki budują prymitywny powielacz. Wyjmuje rolkę z taśmą z przedwojennej maszyny do pisania. Przepisuje na matryce tekst z przyniesionej przez kumpla ulotki. Palce bolą, bo w klawisze trzeba uderzać z całej siły….

Do wieczora udaje nam się powielić 120 egzemplarzy… z czasem uda się więcej. Potem wracam do miasta z przypasana pod ubraniem bibułą. Mam ze sobą sześćdziesiąt sztuk, które dostarczam pod wskazany adres. Drugie sześćdziesiąt wziął ze sobą ktoś inny. Nie wiem pod jaki adres ma je dostarczyć…. Spotykaliśmy się tam, w tym warmińskim domku, dwa-trzy razy w tygodniu - aż do lata. Ktoś dał znać, że interesuje się mną bezpieka… Przedwojenna maszyna marki Adler została zakopana na polu. Przestaliśmy się kontaktować….Chyba się bałam, w końcu nie byłam głupia i mimo dwudziestu trzech lat wiedziałam co ryzykuję. Nikt nigdy niczego mi nie udowodnił…

Po wielu latach, siedząc w olsztyńskim IPN-ie przeglądałam moja „teczkę“. Mogłam postarać się o odczernienie nazwiska tej/tego, kto na mnie donosił. Nie chciałam, bo i po co…. Parę lat później facet w średnim wieku wpatruje się we mnie zza biurka…
- Pani nie dostanie tej pracy – mówi, a mnie wydaje się ze na moment widzę w jego oczach cień współczucia.
– Ale dlaczego? – pytam.
– Przecież jestem bibliotekarzem szkolnym!
- Pani wie dlaczego – odpowiada – pani przecież dobrze wie…..

Wiem i w końcu wyjeżdżam… z biletem w jedną stronę. Do kraju w którym nikt na mnie nie czeka, którego języka nie znam i który nigdy nie będzie moją Ojczyzną…

Teraz z niedowierzaniem odczytuję pełne jadu i nienawiści komentarze pod artykułami prasowymi, postami w internecie…. Z przerażeniem patrzę na wykrzywione wściekłością twarze… Z rozbawieniem stwierdzam, że część znajomych „wykreśliła“ mnie na facebooku, przestała poznawać w realu….Oglądam sprawozdanie sejmowe…. Wspominam tamten czas… czas jedynej słusznej partii i hasła „wola partii wola narodu“….. I mam jakby déjà vu…. I dlatego wstąpiłam do KOD….

Joanna Żamejć

1 komentarz:

Unknown pisze...

Dziękuję że tu jesteś -nadal.