poniedziałek, 30 stycznia 2017

Znowu był zamach? Tym razem na Macierewicza?


Parę dni temu doszło do wypadku z udziałem limuzyny, którą pędził minister Antoni Macierewicz. Opozycja zarzuca szefowi MON ucieczkę z miejsca wypadku, w którym rannych zostało kilka osób. W Radio Zet doradca prezydenta Andrzej Zybertowicz tłumaczył, że to była słuszna decyzja. "Kiedy ma miejsce sytuacja nadzwyczajna nie wiadomo czy to jest wypadek, splot nieszczęśliwych okoliczności czy próba zamachu" .

Zdaniem Zybertowicza minister Macierewicz bardzo dobrze zrobił przesiadając się z rozbitego auta do innego pojazdu z rządowej kolumny. Zaledwie 105 minut później minister był już w centrum Warszawy - w tym czasie błyskawicznie pokonał 210 km. Natomiast ludzie, którzy brali udział w karambolu mogą być rozgoryczeni. Oni na przyjazd policji i biegłych żandarmerii wojskowej (limuzyny należały do MON) czekali kilka godzin.

Opozycja zarzuca ministrowi ucieczkę z miejsca wypadku i brak elementarnych, ludzkich odruchów – Antoni Macierewicz nie znalazł nawet chwili, żeby podejść do poszkodowanych, upewnić się, że nikomu nic się nie stało i przeprosić za to, że jego kolumna pędziła z taką prędkością w miejscu, gdzie wolno jechać tylko 50 km/h.

Podobnie było w przypadku katastrofy samolotowej w Smoleńsku - pan Macierewicz zjadł obiad i pociągiem odjechał do Polski (uciekł z miejsca katastrofy). Przy okazji można zapytać o ustalenia specjalnej komisji: obiecywali dużo, zapowiedzi sensacji było jeszcze więcej, a oprócz wydania dużej kasy na pseudo fachowców od parówek w tejże komisji nic nie uzyskano. Więcej mówi karambol ministerialnych limuzyn: lekceważenie przepisów i ludzi doprowadza do katastrofy. I wtedy i teraz środowiska pisowskie głośno krzyczą o zamachu. I tylko teraz mamy kilka wraków od razu....

Buta i arogancja połączona z głupotą.

Roch Protazy


Brak komentarzy: