wtorek, 16 stycznia 2018

„Ratujmy kobiety” i głosowanie w Sejmie

Zacznę może od końca-  nie podoba mi się postawa posłów, którzy byli obecni na Sali sejmowej i nie wzięli udziału w głosowaniu. Nie potrafię też jej zrozumieć. Wydawałoby się że to ich obowiązek, obowiązek który samo dobrowolnie na siebie przyjęli, a teraz nagle wyjmują karty do głosowania i nie wypowiadają się w ważnej jakby nie patrzeć społecznej sprawie.  Dlaczego? Tego tak do końca nie wiadomo, aczkolwiek w ciekawy sposób skomentował sytuację jedna z członków poza parlamentarnej partii Razem Marcelina Zawisza: „Posłowie i posłanki Platformy i Nowoczesnej - jak się boicie głosować to złóżcie mandaty!” Mam wrażenie że tym swoim komentarzem mogła pani Zawisza dotknąć istoty sprawy. Cieszy mnie za to że  przynajmniej część z tych posłów przeprosiła za swoje zachowanie. Jako że sama nie jestem osobą nieomylną to osobiście postanowiłam te przeprosiny przyjąć- pod warunkiem że takie zachowanie się nie powtórzy. Bo jakby nie patrzeć obowiązkiem posłów jest zabierać zdanie podczas głosowań w Sejmie i jeśli już ktoś nie chciał głosować ani „za” ani „przeciw” projektowi to zawsze pozostawała opcja wstrzymania się od głosu, z której należało skorzystać.

Nie podoba mi się postawa posłów którzy byli obecni tego dnia w Sejmie i nie głosowali. Tak samo nie podoba mi się rozpętana w Internecie nagonka na posłów PO którzy zagłosowali przeciwko temu projektowi. Rozumiem to, że osoby zaangażowane w projekt, zbierające podpisy pod projektem chciałby, żeby projekt ten stał się obowiązującym prawem. Z tego powodu zapewne wiele osób poświęciło swój czas i wysiłek na zebranie wystarczającej- a nawet większej- liczby podpisów. Szanuję ten wysiłek, w szczególności cieszy mnie fakt że obywatele coraz częściej angażują się w życie społeczno- polityczne i korzystają z instrumentów demokracji bezpośredniej pozwalających im wyrażać swoje poglądy. Rozumiem wreszcie że decyzja posłów Marka Biernackiego, Joanny Fabisiak i Jacka Tomczaka może się tym osobom nie podobać. Ale jakoś nie mogę zrozumieć tego, że powyższe osoby w sposób bardzo wyraźny najwidoczniej uznają, że nikt nie ma prawa mieć w kwestii dostępności aborcji inne zdanie niż zwolennicy inicjatywy „Ratujmy kobiety” I że każdego kto przypadkiem ma inne zdanie trzeba zaraz umieścić na tworzonych pospiesznie listach hańby. I nie, nie ma tu absolutnie miejsca na różnicę zdań, wolność wyrażania poglądów, w końcu szacunek dla ludzi którzy się z nami nie zgadzają, prawda? Czytając wypowiedzi części zwolenników inicjatywy „Ratujmy kobiety” w prasie czy mediach społecznościowych mam wrażenie że- podobnie jak Kaczyński dzieli Polaków na gorszy i lepszy sort- tak oni dokonali podziału- na tych co się z nami zgadzają i na tych którzy są wrogami kobiet, postępu, wolności itd. I nie ma żadnego miejsca na dialog, żadnego miejsca na dyskusję o poglądach. Bo pogląd słuszny jest tylko jeden, ten nasz, i nikt nie prawa się z nami nie zgadzać.

I proszę nie mówcie mi że to pierwsze czytanie i chodziło tylko o to, aby o projekcie rozmawiać, żeby nie odrzucać w pierwszym czytaniu projektu pod którym podpisało się- według danych podanych przez komitet inicjatywy ustawodawczej- około 400.000 Polaków. Bo argument ten brzmiałby może i prawdziwie gdyby nie to, że ci sami zwolennicy procedowania projektów obywatelskich nie mają żadnych zastrzeżeń do posłów którzy głosowali za odrzuceniem w pierwszym czytaniu innego projektu obywatelskiego w tej samej sprawie, zakładającego ograniczenie legalnie dostępnej aborcji w Polsce (podpisanego przez nawet większą liczbę obywateli). Hasło „Nie odrzucamy w pierwszym czytaniu projektów obywatelskich” powtarzane jest przy różnych okazjach chyba przez wszystkie środowiska polityczne w Polsce. I żadne z tych środowisk nie jest w tej sprawie konsekwentne. A szkoda, bo wprowadzenie dobrego zwyczaju parlamentarnego nieodrzucania w pierwszym czytaniu projektów obywatelskich naprawdę miałoby sens. Ale jako rzeczywista niepisana zasada, a nie jako hasło które wyciągamy gdy jest to dla nas korzystne, ale zapominamy natychmiast gdy tak jest wygodniej. A na razie tak się właśnie dzieje. Chyba że nie mam po prostu wiedzy o tym że te same osoby które odsądzają od czci i wiary posłów Marka Biernackiego, Joanny Fabisiak i Jacka Tomczaka za głosowanie za odrzuceniem projektu obywatelskiego „Ratujmy kobiety” w pierwszym czytaniu skrytykowały jednocześnie tych posłów którzy głosowali za odrzuceniem w pierwszym czytaniu projektu „ Zatrzymaj aborcję” Gdyby tak było to rzeczywiście należałoby przyjąć że dane osoby mogłyby zasadnie powoływać się na ten argument. Bo inaczej to nie brzmi on niestety poważnie.

Nie podoba mi się także postawa pana posła Schetyny i pomysł wyrzucania z partii posłów, którzy w ważnej sprawie dzielącej społeczeństwo zagłosowali zgodnie z własnym sumieniem. W odróżnieniu od tych niegłosujących ta trójka wykazała się odwaga i jasno i zdecydowanie wyraziła swój pogląd. Tak się składa że szanuję postawę ludzi, którzy mają własne zdanie i potrafią go bronić, którzy uczciwie przyznają że takiego czy takiego rozwiązania nie popierają. I karanie ich za to uważam za skandaliczne. Po raz kolejny odnosząc się do PiSu- partii którą zdarza mi się krytykować najczęściej i która dlatego stanowi dobry punkt odniesienia w wielu kwestiach- to nawet Prezes dał swoim posłom większą swobodę wyrażenia poglądów w tej kwestii. I jakoś nie słyszę o karaniu posłów PiS głosujących inaczej niż Kaczyński. Po raz kolejny- co z prawem każdego do posiadania własnego zdania, wyrażania własnych poglądów?

Najbardziej w tym wszystkim nie podoba mi się to że my, Polacy, nie umiemy ze sobą rozmawiać. Na przykładzie aborcji widać to chyba najwyraźniej. Jest to temat trudny, wywołujący wiele emocji, szczególnie tych złych. Jest to temat, w którym Polacy są podzielenia na zwolenników wprowadzenia aborcji na życzenie, pozostawienia bez zmian obecnego kompromisu, ograniczenia dostępu do aborcji lub nawet całkowitego jej zakazania. I nie jest bynajmniej tak, że któraś z tych grup ma jakąś zdecydowaną przewagę nad resztą, z różnych sondaży które czytałam wynika że większość społeczeństwa jest za zostawieniem ustawy bez zmian, ale wyniki są różne w zależności od tego kto robi sondaż. I sam fakt, że w kwestii aborcji jest podział w społeczeństwie nie jest jeszcze problemem. Problemem jest to że zarówno dla jednej jak i drugiej strony osobo o przeciwnych poglądach nie są partnerami do dyskusji- zwłaszcza dyskusji merytorycznej, bez obrażania oponentów i uciekania się do argumentów ad personam- ale śmiertelnymi wrogami i w zależności od opcji mordercami, barbarzyńcami, lewakami, fanatykami itd. Żadna ze stron nie chce przyznać tej drugiej podstawowego prawa, które w demokratycznym państwie powinien mieć każdy- prawa wyrażani w dyskusji publicznej własnych poglądów i nie bycia z tego powodu atakowanym i obrażanym. I to bardzo wyraźnie ujawnia słabość polskiej demokracji, ta absolutna niemożliwość pogodzenia się z tym, że ktoś może myśleć inaczej niż ja.

Nie podoba mi się także pewna próba manipulacji nastawiona na pogrążenie politycznych przeciwników w postaci wyciągania obecności na „czarnym Proteście” rok temu niektórych posłów, którzy w dniu 10 stycznia 2018 roku w Sejmie „zniknęli” w trakcie głosowania nad projektem „Ratujmy kobiety”  To że to „zniknięcie” było niepoważne i lekceważące w stosunku do wyborców to jedno, ale zarzucanie komuś hipokryzji i gry politycznej z powodu jednoczesnego uczestnictwa w Czarnym Proteście i niepoparcia projektu ustawy to zdecydowanie przekłamanie. Warto bowiem zaznaczyć że w trakcie Czarnego protestu protestowano przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej, nie za legalizacją aborcji. W związku z czym nie jest niczym zaskakującym że któryś z posłów, który jest za utrzymaniem obecnego stanu prawnego w tej kwestii z jednej strony wziął udział w Czarnym proteście, z drugiej nie głosował za projektem "Ratujmy kobiety". Wbrew zarzutom niektórych środowisk nie widać tu żadnej hipokryzji i zmiany poglądów.


Całą ta sytuacja jest po prostu przykra- duża część środowisk opozycyjnych skompromitowała się w taki czy inny sposób Owszem, nie wszyscy z tych środowisk, a tylko cześć osób, ale ogólne wrażenie jest mało pozytywne, najdelikatniej rzecz ujmując. A najsmutniejsze jest to, że wcale nie musiało do tego dojść. Wystarczyło tylko z jednej strony wykazać się odwagą i wprost wyrazić swoje zdanie w kwestii dostępności aborcji w Polsce, nie kryjąc się za wyjętymi kartami do głosowania, z drugiej przyznać sobie wzajemnie prawo do wyrażenia własnego zdania bez wprowadzania dyscyplin partyjnych i kar dla osób które mają inne zdanie niż kierownictwo partii. Owszem, nie rozwiązało by to wszystkich problemów- osoby przekonane że nie można mieć innego niż one zdania dotyczącego aborcji dalej w niewybredny sposób obrażałyby wszystkich „wrogów”, ale tego niestety nie da się uniknąć do czasu aż wszyscy- a przynajmniej większość z nas- dojdzie do wniosku że jednak jest w Polsce miejsce dla osób mających inny niż „jedyny słuszny” pogląd. Ale przynajmniej partie opozycyjne zaoszczędziłyby sobie kompromitacji z którą teraz muszą się zmierzyć.

Marta Kamińska

2 komentarze:

Maria pisze...

To głosowanie dotyczyło zgody na dalsza pracę nad projektem obywatelskim, a nie przyjęcia ustawy. Z szacunku dla obywateli, którzy zadali sobie fatygę żeby projekt sformułować i zebrać podpisy, każdy poseł - jeśli taki szacunek żywi - mógł zagłosować za taką pogłębioną pracą. Nawet jeśli jest całkowicie przeciwny "aborcji na życzenie" (biorę w cudzysłów, bo chyba nikt nie życzy sobie aborcji) niczego nie ryzykował głosując za, lub ostatecznie wstrzymując się od głosu - jeśli nie miał jasności jak postąpić.

Wielki protest, w którym i ja wzięłam udział, to protest przeciwko kompromitującym zachowaniom posłów. Rozwiązania dotyczące ciąż, praw kobiet do decydowania o życiu swoim i płodów w sytuacjach skrajnie trudnych, które pewnie trzeba przeżyć, by rozumieć ten pułap ludzkiego dramatu, projektowane dziś przez prawicę, domagają się wyrażenia niezgody. A w tym przypadku: poparcia dla dyskusji nad innym punktem widzenia. Tym bardziej, że arytmetyka parlamentarna nie zostawia złudzeń - PiS przegłosuje co zechce. Dziś nie czas dla posłów na fiki-miki z kartami, opowiadanie że ich głos nic nie znaczy, czy zasłanianie się sumieniem. Niechby to sumienie tęgo pracowało, gdy trzeba czytać wnikliwie projekty ustaw i przyjmować kurs na porozumienie w łonie opozycji zamiast toczyć dwuletnią walkę PO z Nowoczesną, właściwie o pietruszkę.

Od dawna jest jasne, że w sprawie dostępności aborcji są w polskim społeczeństwie co najmniej dwa, biegunowo różne, poglądy, których współistnienie możliwe jest wyłącznie dzięki przedyskutowanym i wypracowanym wspólnie kompromisom. Do kompromisu zdąża się w drodze rozmowy, a nie ucinania dialogu. Nawet jeśli ten dialog z powodu przewagi PiS-u zostałby w końcu ucięty, to argumenty wybrzmiałyby i wszyscy byliby o nie bogatsi. Postawa posłów jest więc z mojego punktu widzenia (i tu pozwolę sobie powołać się na wolność przekonań) kompromitująca i absolutnie przeciwna ideałom demokracji, a to znaczy temu, żeby każdy mógł być z uwagą wysłuchany, a decyzje były podejmowane z rozwagą i szacunkiem - również dla mniejszości.

Zuzia pisze...

Zgadzam się w każdym punkcie z Marią. Przecież po fakcie okazało się jednak, że to prawda, że niektórzy ( a może nawet większość ) posłów po 2 latach teorii i praktyki głosowania - byli zagubieni i bezradni jak dzieci. I oni myśleli, że głosują właśnie już za aborcją czy przeciwko!!! Żenada totalna, kogo my tam mamy? Szczególnie bulwersuje mnie postawa posłów Platformy (nomen omen) OBYWATELSKIEJ. Czyli tej, co niby słucha obywateli. Figa słucha, każdy ma w nosie demokrację i prawa kobiet - tylko swój koniec nosa ma za cel. I często nie jest to cel światopoglądowy, tylko zwyczajnie wyrachowany: bo co powiedzą wyborcy z mojego miasteczka, bo idą wybory, a co powie ksiądz proboszcz ... I ta ich bierność lub chwiejność wyszłaby na jaw w toku dalszego procedowania projektu ustawy - no to lepiej ukręcić łeb ustawie w zarodku. Takich mamy "dzielnych" posłów. Dzielnych tylko w kampanii wyborczej i przy lansie na wiecach.