czwartek, 3 marca 2022

Putinowska Rosja dużo wcześniej przygotowywała atak na Ukrainę

 

Rosyjska agencja RIA Novosti w piątek rano zamieściła materiał, który szybko został zdjęty. Najwyraźniej był wcześniej przygotowany. Widać z tego materiału, że agresja zbrojna na Ukrainę planowana była na szybkie wejście i triumfalny przejazd. Oczekiwali witania przez miejscową ludność rosyjskojęzyczną z kwiatami. Wyzwalanie Rosjan na Ukrainie widać na zdjęciach (barbarzyństwo i ludobójstwo). Putinowska propaganda sama uwierzyła w swój przekaz, stąd ogromny rozdźwięk z rzeczywistością. Niżej materiał opublikowany na profilu Doniesienia z putinowskiej Polski.

St. Cz. 



Doniesienia z putinowskiej Polski:

Dobra, tekst RIA Novosti.

Otóż w piątek 25 lutego, w godzinach porannych, agencja RIA Novosti opublikowała tekst. A właściwie prawdopodobnie ktoś zapomniał zdjąć publikację z automatu, więc poszła w eter. Tekst szybciutko usunięto, ale w internecie nic nie ginie, więc jest. Z tekstu wynika, że oni naprawdę myśleli, że pokonają Ukrainę w jeden dzień. Prawdopodobnie mieli na myśli zajęcie Kijowa - nazwanego w tekście "fundamentem ruskiego świata". Wynika z tego, że oni tam naprawdę myśleli, że Ukraińcy powitają ich kwiatami, więc mieli już gotową - cóż - deklarację zwycięstwa. Bo tym jest ten tekst. I jest kurwa piękny. I straszny.

👉Po pierwsze: jest to typowy patonacjonalistyczny, natchniony dziejowym mesjanizmem bełkot, który się po prostu trudno czyta.

👉Po drugie: jest to charakterystyczna dla wszystkich nienachalnych intelektualnie nacjonalistów narracja o "przywracaniu dziejowych granic". Oczywiście zawsze, czy to w Rosji, Polsce, Serbii, Turcji, gdziekolwiek, te "dziejowe granice" obejmują maksymalny historyczny zasięg danego państwa, choćby trwał przez chwilę. W tej logice nigdy nie ma logiki. Serbowie kochają odwoływać się do imperium Stefana Duszana, choć istniało ono kilka lat. Polscy narodowcy z namiętnością rysują mapy I RP w swoim największym zasięgu, często zresztą twórczo go rozciągając, i nie przejmują się tym, że z 1000 lat polskiej państwowości, niektóre z tych terenów były pod polskim zwierzchnictwem kilka dekad.

👉Putin robi to samo i też nie ma w tym logiki. Z jednej strony historia Rosji ma rzekomo sięgać Rusi Kijowskiej, czyli IX wieku. A z drugiej "Ukraina została stworzona" w wieku XVII przez carów. W ogóle w całym tym tekście wyziera na wierzch jakiś gigantyczny kompleks peryferiów. Z jednej strony peryferiów Europy, z drugiej tego sławnego "ruskiego świata". Bo gdy w Kijowie stawiano katedry i zarządzano z niego wielkim państwem, w Moskwie rósł las. Gdy Kijów upadał pod mongolską inwazją, w Moskwie miało minąć jeszcze dobre 200 lat, dopóki nie powstało jakieś realne państwo, jedno z wielu w okolicy. Tłumacząc na polskie: to tak jakby dajmy na to Ziemia Łęczycka wypowiedziała teraz wojnę reszcie Polski, argumentując, że to ona jest spadkobierczynią piastowskiej Polski, rozbitej w XII wieku na kilka dzielnic. Tak, to ma tyle sensu. Stąd ten lament nad "niesłusznie rozbitą", "nieuczciwie przesuniętą poza swoje granice" Rosją, czy też Rusią. Stąd to uporczywe nazywanie Ukraińców Małorusami.

👉Oczywiście to tylko pseudointelektualna otoczka, mająca sprawiać wrażenie wielkich przemyśleń i być podkładką pod rzekomą dziejową misję Rosji. I usprawiedliwieniem inwazji. O, przepraszam: zasłużonej operacji mającej na celu zbieranie historycznych ziem ruskich z powrotem w jeden organizm. Zauważcie, że nigdzie w tym tekście autor nie pyta czy 45 milionów Ukraińców, 23 mln Białorusinów i 140 mln Rosjan - w ogóle w tym ruskim świecie chcą być. Sądząc po skali migracji na Zachód, wielkich protestów na Białorusi dwa lata temu, oraz oczywiście obecnej heroicznej walki Ukraińców - nie. Ale to Kremla nigdy nie obchodziło, zarówno za carów, pierwszych sekretarzy, jak i teraz za putlera.

That being said: daję Wam pełen tekst. Ponownie przepraszam, że tylko jedną wersję, takiego psikusa zrobił mi FB.

Piotr Akopow

Ofensywa Rosji i nastanie Nowego Świata.

Nadejście Rosji i Nowego Świata

Na naszych oczach powstaje nowy świat. Operacja wojskowa Rosji na Ukrainie rozpoczęła nową epokę, przy czym od razu w trzech wymiarach. Oraz, rzecz jasna, w czwartym, wewnątrzrosyjskim. Tu zaczyna się nowy okres zarówno w ideologii, jak i w samym modelu naszego ustroju społeczno-ekonomicznego – o tym warto będzie powiedzieć trochę później.

Rosja odbudowuje swoją jedność – tragedia 1991 roku, tej strasznej katastrofy w naszej historii, jej sprzeczne z naturą wypaczenie, została pokonana. Owszem, ogromnym kosztem; tak, drogą tragicznych wydarzeń domowej w istocie wojny, wciąż bowiem strzelają jeszcze do siebie bracia, rozdzieleni służbą w armii rosyjskiej i ukraińskiej – lecz Ukraina jako anty-Rosja przestała już istnieć. Rosja odtwarza swój historyczny kształt, zbierając „rosyjski świat”, naród rosyjski w całość – bez podziału na Wielkorusinów, Białorusinów i Małorusinów. Jeżeli nie dokonalibyśmy tego, pozwolilibyśmy temu tymczasowemu podziałowi utrwalić się na wieki, wówczas nie tylko zdradzilibyśmy pamięć przodków, lecz zostalibyśmy także przeklęci przez naszych potomków – za to, że pozwoliliśmy na rozpad ziem rosyjskich.

Władimir Putin wziął na siebie – bez krzty przesady – odpowiedzialność historyczną, gdy zdecydował się nie zostawiać rozwiązania kwestii ukraińskiej przyszłym pokoleniom. Wszak konieczność rozwiązania jej byłaby głównym zadaniem dla Rosji – z dwóch kluczowych powodów. Zagadnienie bezpieczeństwa narodowego, czyli tego, że Ukraina stała się anty-Rosją i forpocztą dla nacisku zachodu na nas, jest problemem drugorzędnym.

Najważniejszym powodem pozostawałby kompleks podzielonego narodu, kompleks narodowego upokorzenia – gdy nasz rosyjski dom najpierw utracił swój (kijowski) fundament, a następnie został zmuszony do pogodzenia się z istnieniem dwóch państw, zamieszkałych już nie przez jeden, a dwa narody. Pozostawałoby nam albo zapomnieć o własnej historii, wyrażając zgodę na głupie i pozbawione podstaw wersje głoszące, że „tylko Ukraina jest prawdziwą Rusią”, albo bezsilnie zgrzytać zębami, wspominając czasy, kiedy to „utraciliśmy Ukrainę”. Odzyskać Ukrainę, czyli zwrócić ją z powrotem Rosji, z każdym dziesięcioleciem byłoby coraz trudniej – zmiana kodu, derusyfikacja Rosjan i nastawianie przeciwko Rosjanom Małorusinów – Ukraińców, byłoby coraz mocniejsze. A w przypadku utrwalenia całkowitej geopolitycznej i wojskowej kontroli Zachodu nad Ukrainą jej powrót pod skrzydła Rosji stałby się całkowicie niemożliwy – należałoby walczyć o nią z blokiem północnoatlantyckim.

W chwili obecnej nie ma tego problemu – Ukraina powróciła do Rosji. Nie znaczy to, że zostanie zlikwidowana jej państwowość, zostanie ona przebudowana, momentami stworzona na nowo i włączona w naturalny dla siebie porządek rzeczy – stanie się częścią rosyjskiego świata. W jakich granicach i w jakim kształcie zostanie zawiązany sojusz z Rosją (poprzez Organizację Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym i Eurazjatycką Unię Gospodarczą czy poprzez Związek Białorusi i Rosji)? W tej kwestii zapadną decyzje wówczas, kiedy zostanie postawiona kropka w historii Ukrainy jako anty-Rosji. Tak czy owak – kończy się okres rozłamu narodu rosyjskiego.

I tu właśnie zaczyna się drugi wymiar nadchodzącej nowej epoki – dotyczy on stosunków Rosji i Zachodu. Nawet nie Rosji, a świata rosyjskiego, czyli trzech państw – Rosji, Białorusi i Ukrainy, występujących w przestrzeni geopolitycznej jako jedna całość. Stosunki te wkroczyły ww nowy etap – Zachód widzi powrót Rosji do swoich historycznych granic na mapie Europy. I głośno przeciwko temu protestuje, choć w głębi duszy powinien przyznać, że inaczej być nie mogło.

Czy naprawdę ktokolwiek w starych europejskich stolicach – Paryżu i Berlinie poważnie wierzył w to, że Moskwa zrezygnuje z Kijowa? W to, że Rosjanie na zawsze pozostaną narodem podzielonym? I to w tym samym czasie, kiedy Europa jednoczy się, gdy niemieckie i francuskie elity próbują odebrać anglosasom kontrolę nad integrację europejską i stworzyć wspólną Europę? Zapominając o tym, że zjednoczenie Europy stało się możliwe jedynie dzięki zjednoczeniu Niemiec, które nastąpiło dzięki dobrej (niekoniecznie mądrej) woli Rosji? Pokusić się po tym wszystkim o ziemie rosyjskie jest szczytem nawet nie tyle niewdzięczności, ile geopolitycznej głupoty. Zachód jako taki, a już szczególnie Europa sama w sobie, nie miałaby siły utrzymać Ukrainy w swojej strefie wpływów, a tym bardziej wciągnąć ją do siebie. Żeby tego nie rozumieć, trzeba było być po prostu geopolitycznym idiotą.

Dokładnie rzecz ujmując, było tylko jedno wyjście: postawić na dalszy rozpad Rosji, to znaczy Federacji Rosyjskiej. Ale, że to się nie powiedzie, powinno być jasne już dwadzieścia lat temu. A już piętnaście lat temu, po przemówieniu Putina w Monachium, nawet głupiec mógł usłyszeć – Rosja powraca.

W chwili obecnej Zachód próbuje ukarać Rosję za to, że powróciła; za to, że nie zgodziła żywić się na jej koszt, że nie pozwoliła rozszerzyć przestrzeni zachodu na wschód. Starając się nas ukarać, Zachód myśli, że stosunki z nim mają dla nas ważne znaczenie. Ale już od dawna jest zupełnie inaczej – świat się zmienił, co doskonale rozumieją nie tylko Europejczycy, lecz również rządzący Zachodem Anglosasi. Żaden nacisk Zachodu na Rosję nie przyniesie efektu. Straty z powodu tej konfrontacji będą po obu stronach, lecz Rosja jest na nie gotowa moralnie i geopolitycznie. Natomiast dla samego zachodu podniesienie stopnia natężenia sprzeciwu wiąże się z ogromnymi wydatkami, przy czym gospodarcze nie są tu najważniejsze.

Europa, jako część Zachodu, chciała autonomii – niemiecki projekt eurointegracji nie ma sensu strategicznego przy zachowaniu anglosaskiej kontroli ideologicznej, wojskowej i geopolitycznej nad Starym Światem. I nie może się powieść, ponieważ anglosasom potrzebna jest Europa podporządkowana. Lecz uzyskanie autonomii jest Europie niezbędne także z innego powodu – na wypadek, gdyby USA przeszły do samoizolacji (w efekcie nawarstwiania się konfliktów wewnętrznych) lub skupiły się na regionie Pacyfiku, gdzie przeniesie się geopolityczny środek ciężkości.

Jednak konfrontacja z Rosją, w którą wciągają Europę Anglosasi, pozbawia Europejczyków nawet szans na samodzielność – nie mówiąc już o tym, że w ten sam sposób próbuje się Europie narzucić zerwanie z Chinami. Jeżeli teraz państwa NATO cieszą się z tego, że „rosyjskie zagrożenie” zewrze szyki zachodu, to w Berlinie i Paryżu nie mogą nie rozumieć, że utraciwszy nadzieję na autonomię, projekt europejski w średniej perspektywie rozpadnie się. Dlatego właśnie myślący samodzielnie Europejczycy nie są zupełnie zainteresowani stworzeniem nowej żelaznej kurtyny na swoich wschodnich granicach, rozumiejąc, że stanie się ona ślepym zaułkiem właśnie dla Europy. Której wiek (a dokładniej – pół tysiąclecia) światowego przywództwa tak czy owak dobiegł końca – lecz różne warianty jej przyszłości są jeszcze możliwe.

Dlatego, że budowa nowego porządku światowego – i to jest trzeci wymiar obecnych wydarzeń – przyspiesza, a jego zarysy coraz wyraźniej prześwitują poprzez rozłażącą się powłokę globalizacji w wersji anglosaskiej. Wielobiegunowy świat ostatecznie stał się rzeczywistością – operacja na Ukrainie nie jest w stanie zjednoczyć przeciwko Rosji nikogo, prócz Zachodu. Dlatego więc reszta świata widzi i dobrze rozumie – jest to konflikt pomiędzy Rosją a Zachodem, jest to odpowiedź na geopolityczną ekspansję NATO, to przywrócenie przez Rosję należnej jej przestrzeni historycznej i właściwego miejsca w świecie.

Chiny i Indie, Ameryka Łacińska i Afryka, świat islamu i Azja Południowo-Wschodnia – nikt nie uważa, że Zachód przewodzi światowemu porządkowi, a już tym bardziej nikt nie myśli, że ustala reguły gry. Rosja nie tylko rzuciła wyzwanie Zachodowi – pokazała, że epokę zachodniego panowania nad światem można uznać za ostatecznie zakończoną. Nowy świat będzie budowany przez wszystkie cywilizacje i centra, rzecz jasna, razem z Zachodem (zjednoczonym lub nie) – lecz nie na jego warunkach i nie zgodnie z jego zasadami.

Tłumaczył Sebastian Markiewicz

Brak komentarzy: