niedziela, 25 października 2020

Nic nas już nie zatrzyma

 Moi Drodzy,


nasze państwo i nasza wspólnota, na skutek klęski epidemii spotęgowanej indolencją, głupotą i obsesjami rządzących, znalazła się w największym od dziesiątek lat kryzysie. To nie przypadek – i to wielka odpowiedzialność – że my, ruch Polska 2050, znaleźliśmy się w polityce właśnie teraz. Polska nas dziś bardzo potrzebuje! I nasze dzieci nie wybaczą nam, jeśli jej nie uporządkujemy. Czujecie to i wiecie dokładnie tak samo, jak ja.


Jeśli jednak mamy zrobić w Polsce zmianę, której nikt dotąd zrobić nie umiał, musimy dziś działać w innym, skuteczniejszym stylu. Sercem, ale i głową. Precyzyjnie wykorzystując sprawczą siłę rąk.


Co się dzisiaj dzieje w naszych sercach – dobrze wiemy. „Wk...” to chyba najlepiej oddające tę emocję słowo. Pozwólcie jednak, że powiem Wam parę słów o tym, co powinno dziś stać się w naszych głowach. I w rękach. Żeby z „wk...” urodziła się konkretna nadzieja. A ta – żeby wcieliła się w życie. Żebyśmy wreszcie znów mogli spokojnie zająć się pracą, dziećmi, pasjami, a nie walką o rzeczy podstawowe.


Na początek – GŁOWA. Pomyślcie tylko: Kaczyński wygrywa przecież z nami zawsze z trzech, tych samych powodów.


Po pierwsze dlatego, że – nawet jeśli przez chwilę poczujemy to samo – musimy się po tej chwili za każdym razem wziąć za łby. Licytując, kto spośród nas jest najbardziej opozycją. Kto w ogóle ma prawo tu stać. Kto co komu kiedyś powiedział. I dlaczego pan nie krzyczy jak ja krzyczę, bo kto nie robi tak, jak ja – ten wiadomo: z Kaczyńskim.


Po drugie dlatego, że Polska – w najgrubszym planie – jest od lat podzielona mniej więcej na pół. I nawet jeśli osiągniemy mistrzostwo świata w samomobilizacji, to nadal co najwyżej dotkniemy sufitu tej naszej połówki. A jeśli mamy wygrać, to stanie się to nie dzięki 49 procentom. Bo nimi stale przegrywamy. A dzięki tym trzem czy czterem, które przeważą szalę. A które muszą (w tym układzie nie ma wyjścia) przyjść do nas z pogranicza tamtej strony. Bo tam też są ludzie przerażeni, zmęczeni i widzący szatański palec w wywoływaniu wojny domowej w sytuacji, gdy w Warszawie skończyły się właśnie respiratorowe łóżka, lekarze i pielęgniarki padają, budowa szpitala stanęła, bo ją nawiedził prezydent, a cierpiący na inne choroby niż COViD boją się, że umrą pod drzwiami.


Kaczyński te parę procent przeważających szalę, zawsze sobie na ostatniej prostej mobilizował. Strasząc Sorosem, dorzucając hajsu na TVP, mydląc oczy obietnicami. Pytanie: co my dziś dla nich mamy? Obietnicę zemsty? To, że teraz powpychamy im ornaty do gardeł? Że będziemy się sycić patrząc, jak oni mają teraz ból d..., bo myśmy go przez tyle lat mieli?


Tak, ja też czuję dziś potężny wk.... Na tych świętoszkowatych nieudaczników, z gębami pełnymi frazesów, którzy zabijają dziś Polaków swoją nieudolnością, swoimi kłamstwami, swoją durną pychą. Na to, jak potraktowali kobiety, nas wszystkich. Na państwo, które mówiąc, że szanuje wolność – ją gwałci!


Ale jeśli to ma się nie skończyć na wk..., to oprócz buldożera musimy mieć jeszcze cegły i zaprawę. Wyjść z logiki naprzemiennej okupacji: przez cztery lata my dręczymy was i wy macie ból d..., później wy nas, i my mamy ból d.... Polityka to wcielanie nadziei, a nie proktologia. Jak chce się dziś naprawdę obalić tę władzę, trzeba pokazać ludziom, że się umie zrobić Polskę nie tylko dla siebie, ale również dla tych, co mają inne zdanie. Bo tylko taka może nam rzeczywiście dać siłę. Zamiast ją zabrać, pchając w serię wojen domowych, które wykrwawią nas do końca.


I właśnie dlatego nie pójdę dziś przerywać nabożeństw i malować sprayem kościołów. Bo gwałt nie ma się gwałtem odciskać. Bo nie chcę odpowiedzialności zbiorowej: ludzie którzy dziś pójdą tam na mszę, nie tak rzadko czują to samo, co my. Bo tym straci się ludzi dla sprawy, a nie ich pozyska. A bez ludzi tego nie wygramy, bez każdego pojedynczego głosu.


Chcesz protestować? Protestuj! Tak, jak czujesz, jak ci dyktuje serce. Na ulicy. W domu. W pracy. Ale nie krzywdząc innych. Bo władza chce, żeby ludzie nie stanęli dziś przeciwko niej, a przeciwko sobie. Bo walka z moralnym przymusem przez moralny przymus do niczego nas nie zaprowadzi. Pytacie o mnie. Otóż ja dziś nie wyszedłem (jeszcze) na ulicę. Nie dlatego, że się boję. Bo czego? Tego, że mnie spałują, albo wsadzą „na dołek”? Niech pałują i niech wsadzają, przecież w ten sposób tylko potężnie mnie wzmocnią, nie osłabią. Nie wyszedłem (jeszcze), bo chcę żeby w naszym ruchu wciąż było miejsce dla tych, którzy czują ten sam wk..., ale na tych protestach się nie odnajdą. I też dlatego, że mam cholerne poczucie odpowiedzialności. Za tych, którzy – jeśli ja pójdę w tłum – pójdą za mną. A tłum to dziś realne, nie hipotetyczne, ryzyko śmiertelnej choroby. Ja jestem silny, poradzę sobie z nią pewnie. Ale nie każdy z tych, co pójdą jest silny. W czasie, w którym chorzy ludzie umierają w karetkach, to odpowiedzialność, którą musi zważyć lider.


Należę do wspaniałego ruchu. W którym jest – obecna dziś na ulicach – nieoceniona Hanka Gill-Piątek i setki z Was. Ale jest też w naszym ruchu całe mnóstwo miejsca dla tych, którzy – choć oburzeni – z miliona powodów jeszcze dziś tam z nimi nie staną. I jasne: będzie może taki czas, gdy będziemy musieli – COViD, nie COViD – wyjść na ulicę już zupełnie wszyscy. Wtedy, gdy Kaczyński zrobi nam tu ostatecznie Białoruś. Może to się stanie już w tym tygodniu, może za miesiąc. Póki co, musimy tylko pamiętać o jednym. O tym, że jest tych wygranych Kaczyńskiego powód trzeci.


Ten, że my jesteśmy mistrzami świata w rewolucjach, powstaniach, namaszczaniu mesjaszy. A on wie (bo ćwiczył to na nas wiele razy) że zwycięstwo najlepiej smakuje na zimno. On - jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało - nie boi się dziś naszych krzyków na ulicach. One są dla nas, nie dla niego, bo on jest jak bohater „Potworów i spółka”: on karmi się nimi, on się nimi cieszy. Ten człowiek panicznie boi się tylko jednej rzeczy: zmiany nastawienia milczącej – nie krzyczącej – WIĘKSZOŚCI. Wydaje miliony na sondaże, bo ich boi się najbardziej.


Kaczyńskiego obalimy w następnych wyborach. Jeśli tylko dziś tak postanowicie i namówicie choć jedną osobę spoza naszej bańki, by to zrobić. I nie obiecamy nikomu zemsty, ale Polskę, w której zmieści się i lewy, i prawy i środkowy. Nie zgodzą się ze sobą - ale zmieszczą, to zasadnicza różnica. Zrobimy wreszcie, ale na zimno, od strony instytucji, nie sprejem po murze, rozdział Kościoła od państwa. Bo minister to nie ministrant, i ktoś musi wreszcie mieć jaja, by nie tyle o tym gadać, a to zrobić. Zrobimy państwo, które widzi nie ideologię, a człowieka. Którego dziś ci zaślepieni ideolodzy nie widzą, a my już jutro pokażemy jak praktycznie można mu pomóc.


Kaczyńskiego obalimy nie za żadne trzy lata – kto by chciał aż tyle na to czekać. Obalimy go - wzywam do tego – DZISIAJ! Decyzja o Polsce, jakiej chcemy, musi zapaść tego popołudnia, tego wieczora. Nawet jeśli dostawa dziś zamówionego towaru nastąpi za parę czy paręnaście miesięcy. Nie czas jest najważniejszy, najważniejsza jest twarda decyzja: że tym razem nic nie będzie ważniejsze, niż udział w wyborach. Tylko musimy zostać tej decyzji wierni. I pamiętać, że żeby plan się powiódł - tych decyzji musi być w sumie kilkanaście milionów. To, że coś dziś czujesz to – powtórzę – piękne, ale to Twoja sprawa. To trochę tak, jak z zakochaniem: fajnie, że coś do kogoś czujesz i widzisz z nim świetlaną przyszłość. Sęk w tym, że żeby coś z tego było, musisz go jeszcze do tego przekonać. Nie żeby czuł, ale żeby chciał tego samego. Budować Polskę z Tobą, choć się od niego różnisz.


Tak, ja też jestem zdania, że to, co dziś przeżywamy to moment przełomowy. To początek końca ich władzy. Wiemy co zrobić, żeby po raz kolejny nie skończyło się na tym, że mamy rację. Krok po kroku na demonstracji, post po poście w mediach społecznościowych, rozmowa po rozmowie ze znajomym, wpłata po wpłacie, akcja naszego ruchu po akcji. Dziś, w niedzielę 25 października – nie jutro i nie pojutrze – musimy człowiek po człowieku tworzyć falę, która odsłoni Polskę w stylu, za jakim od ludzie od dawna tęsknią.


Wygramy, jeśli pokażemy milionom, nie tysiącom, że umiemy ją zrobić, nie tylko o niej opowiadać. Głową, sercem, rękami. A umiemy. Bo mamy plan, mamy wspaniałych ludzi. Potrzebujemy dziś jeszcze więcej energii, wpłat. Nie bratobójczych „rozkminek”, a żelaznej, zimnej determinacji. Szanujmy tych, co myślą inaczej, nie szukajmy przeciwników po tej samej stronie. Jeszcze dziś zadzwoń do swojego lidera i zapytaj, co jeszcze możesz zrobić, by od jutra jeszcze mocniej zaangażować się w nasz ruch.


Walczymy dziś o swoje dzieci, nic nas już nie zatrzyma.


Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie


Szymon Hołownia

Brak komentarzy: