niedziela, 29 marca 2020

Opowieść jak z piekła rodem

Złapała mnie jakaś infekcja. Ból głowy, gardła, kaszel, katar. Normalnie podratowałabym się Gripexem, jakimiś tabletkami do ssania o owocowym smaku czy paracetamolem, ponieważ jednak należę do grupy wysokiego ryzyka, postanowiłam podejść do sprawy bardziej odpowiedzialnie. Chodziło mi nie tylko o samą siebie, ale głównie o moich współtowarzyszy niedoli, którzy wraz ze mną są dializowani, a ich odporność, podobnie jak moja, bardzo kiepska.

Najpierw wykonałam więc telefon na infolinię 800 590 190, dowiedziałam się, że jak nie gorączkuję to spokojnie mogę jechać transportem sanitarnym na dializę i przejść cały zabieg, jednak przed wejściem na stację poinformowałam pielęgniarkę o infekcji i się zaczęło. Zostałam natychmiast odseparowana od reszty i karetką, na sygnale przewieziona na SOR szpitala zakaźnego.
I tutaj zobaczyłam, jaki to horror. Okazuje się, że od momentu pojawienia się na oddziale do zakończenia całej procedury czyli wejście – wypełnienie ankiety – pobranie krwi i wymazu – zdjęcie rtg – oczekiwanie na wynik – przejście na oddział szpitalny lub oczekiwanie na karetkę, która odwiezie do domu na domową kwarantannę, to kilka a nawet kilkanaście godzin. Rekordzista siedział 25 godzin!! Bez jedzenia i bez picia!!

Jedni chorzy posłusznie siedzieli na swoim miejscu, inni ściągali maseczki, bo „im duszno”, łazili w tą i z powrotem, wychodzili na zewnątrz, choć było to surowo zabronione. Tak naprawdę to każdy powód był dobry, by wpaść na SOR i się przebadać. Ktoś tam miał od tygodnia katar, ktoś inny ból głowy, ktoś czuł po prostu, że jego niewielka infekcja to na bank koronawirus. Nikomu personel medyczny nie odmówił przyjęcia. Każdy poddany został testowi na obecność wirusa. 

Poza nami, w stanie ogólnym dość dobrym, byli jeszcze i ci, których karetka dowoziła pod inne wejście. Na noszach i naprawdę kiepscy. Nie mam pojęcia, ilu ich przywieziono przez te 7 godzin mojego tam siedzenia, ale musiało ich być sporo. 

No i teraz to, co mnie najbardziej uderzyło, zaszokowało, wręcz zabolało czyli… służba medyczna, zapakowana w kombinezony, z maskami na twarzach. Dwoiła się i troiła, by „przerobić” nas wszystkich. Wymęczona, zlana potem, bo przecież kombinezony nie przepuszczają powietrza, w foliach na stopach, doklejonych do reszty taśmą klejącą. Cierpliwie tłumacząca nam, co i jak, ale widać było, że ci ludzie ciągną ostatkiem sił. Jeden z pielęgniarz przeprosił mnie za ostry ton, ale jak przyznał, jest wykończony, u granic wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Nie daje już rady, bo panuje straszny bajzel, są ogromne braki, a on i jego koledzy lawirują między tym wszystkim, starając się utrzymać poziom i dotrzeć do każdego z pacjentów profesjonalnie, uczciwie, rzetelnie.
Rozmawiałam chwilę z jednym z kierowców karetki, która przywozi i odwozi każdego z pacjentów. Część jego kolegów siedzi na L-4 lub urlopach, więc pozostali zasuwają jak mrówki. On miał na liczniku 72 godziny pracy!! 72 godzin za 17 zł brutto za godzinę!! Facet naraża swoje życia za 17 zł brutto na godzinę!! Dlaczego sobie nie odpuści? Popatrzył na mnie bezradnie i tylko powiedział, że nie ma wyjścia, że musi, bo jeśli pozostałby w domu, to kto by o nas, pacjentów zadbał? 

Przyszedł taki moment, że gdybym miała tylko możliwość, to przytargałabym za łeb tych z rządu, co to pieją na prawo i lewo, jak jest dobrze, jak świetnie wszystko działa. Wrzuciłabym ich na SOR, bez maseczek i rękawiczek, by zobaczyli te swoje kłamstwa i manipulację ludźmi. Bo nie jest świetnie! Służba Zdrowia została pozostawiona w tym wszystkim sama sobie. Zero wsparcia ze strony władz! Wszystko na zasadzie, my walimy w naród pięknymi słówkami, a lekarze, pielęgniarki i cały personel medyczny odwali swoją robotę i jakoś to będzie. Pochwali się ich, może coś tam obieca na przyszłość i po problemie. A to, że borykają się oni z brakami podstawowego sprzętu, duszą się w tych kombinezonach, nie mają już sił, nie wyrabiają fizycznie, choć to dopiero początek i apogeum zarazy przed nami, to niewiele tych panów w garniturkach obchodzi. Ci panowie staną przed kamerą, wcisną nam kit, jak jest wspaniale, zrobią współczującą minę, ale tak naprawdę mają w dupie tych, którzy są na pierwszej linii frontu i już padają na twarz, walcząc o nas i zapewnienie nam pewnego poczucia bezpieczeństwa w tym wszystkim. Ilu z nich nie przetrwa psychicznie i fizycznie tego koszmaru? A co po zarazie? Znowu zaproponują naszym dzisiejszym bohaterom, że jak im się coś nie podoba, to niech sobie wyjadą? Nadal nie będą chcieli porozmawiać o godziwych pensjach, poprawie warunków pracy, bo przecież ważniejsza jest kasa na telewizję reżimową i rozdawnictwo zapewniające poparcie społeczne?
Wczoraj zobaczyłam snujących się na nogach bohaterów. Wczoraj przekonałam się na własnej skórze jak ta władza kłamie.
Ps. Nie mam koronawirusa, to tylko zwykła infekcja

Tamara Olszewska

Brak komentarzy: