środa, 29 czerwca 2016

Niedobra zmiana w edukacji

27 czerwca 2016 roku tuż po zakończeniu zajęć dydaktycznych w szkołach Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło sprawozdanie z ogólnopolskich debat na temat dobrej zmiany w oświacie: Uczeń. Rodzic. Nauczyciel - dobra zmiana.  Moim zdaniem to niedobra zmiana. 

Podobno w ramach projektu przeprowadzono 50 debat w gmachu Ministerstwa Edukacji Narodowej, 17 debat wojewódzkich,  162 debaty zorganizowane przez Kuratorów Oświaty oraz 130 spotkań Kierownictwa MEN z samorządowcami, przedsiębiorcami, rodzicami, nauczycielami, dyrektorami szkół, uczniami, związkami zawodowymi. Szerokie konsultacje społeczne. Tylko trochę dziwi, że nie wynika z nich nic innego niż to, co zapowiadała pani minister przed rozpoczęciem dyskusji oraz to, że trzeba było czekać do końca zajęć dydaktycznych, by ogłosić wyniki. Mam wrażenie, że chodziło o to, by nie dopuścić do dyskusji w pokojach nauczycielskich, do rozmów z rodzicami, do rzeczywistej dyskusji społecznej. A przecież ustrój szkolny to temat interesujący większość Polaków...

Co ogłoszono?   Ośmioklasową szkołę powszechną i czteroletnie liceum.
Obowiązek szkolny rozpoczynający się od 7 lat i czteroklasowe nauczanie początkowe sprawią, że na tym etapie będą pozostawały dzieci do 11 lat. Czwarta klasa ma być czymś pośrednim między nauczaniem początkowym a propedeutycznym. Wydaje mi się to stratą cennego czasu, zabijaniem w dzieciach ciekawości świata i działaniem niemotywującym. Dzieci w tym wieku są niezwykle dociekliwe, ale niecierpliwe. Kiedy się nudzą, łatwo się zniechęcają. Zabicie motywacji do nauki na tym etapie skutkuje często zniechęceniem młodego człowieka w całej edukacji.

Po drugie - etap klas V - VIII zwany gimnazjalnym. Trudno powiedzieć, bo nie ma opracowanych podstaw programowych, czego dzieciaki miałyby się uczyć. Jeśli założyć, że tego, czego dziś się uczą w gimnazjum, to chyba będą przeżywać ogromny szok. Dziś nauczanie propedeutyczne trwa trzy lata (klasy IV-VI), a i tak nie wszyscy uczniowie osiągają wymagany przy nauce np. fizyki czy chemii poziom umiejętności abstrakcyjnego myślenia. Wyobraźcie sobie dziecko traktowane do końca klasy czwartej jak maluszek, które nagle ma myśleć jak dorosły... 

Jednym z ważkich powodów wprowadzenia gimnazjów była chęć oddzielenia dzieci siedmio-ośmioletnich od zaczynającej dojrzewać młodzieży trzynasto- czternastoletniej. Oczywiście, decyzja ta nie zlikwidowała, bo nie mogła zlikwidować, wszystkich problemów z dorastającymi młodymi ludźmi, pozwoliła jednak na podejmowanie działań adekwatnych do wielu uczniów. Problem agresji występuje dziś w bardzo nasilonej formie w szkołach podstawowych. Gimnazja borykają się z nie mniejszymi, ale trochę innymi problemami wychowawczymi. Połączenie ich w jedną całość da mieszankę wybuchową. Zlikwidowanie gimnazjów nie rozwiąże problemów wieku dojrzewania. Ci, którzy upatrują w tym remedium na bolączki oswiaty, wykazują się ogromną naiwnością.
Z wygaszaniem gimnazjów wiąże sie istotny problem ogromnego wysiłku finansowego, inwestycyjnego gmin i zaangażowania ludzkiego w budowę gmachów przeznaczonych na te szkoły. Dziś dowiadujemy sie, że w okresie przejściowym klasy V-VIII będą mogły uczyć się w budynkach gimnazjów.  A co później? Z wyliczeń MEN wynika, że 47% gimnazjów na terenach wiejskich funkcjonuje w oddzielnych budynkach, 27%  gmin wiejskich zdecydowało się na wybudowanie jednego gimnazjum i pozostawienie kilku szkół podstawowych. Jak ma być teraz zorganizowana nauka w tych miejscowościach? Dzieci z klas V-VIII mają dojeżdżać do szkoły w innej miejscowości? A małe niepełne szkoły powszechne z klasami I -IV mają funkcjonować jako punkty filialne? Czy może nasze bogate państwo, które całe zło upatruje w tym, że na jednego nauczyciela w gimnazjum dotkniętym niżem demograficznym przypada 10 uczniów, nagle zdecyduje się na utrzymywanie pełnych szkół powszechnych w niewielkich miejscowościach? Pamiętajmy, że są to często szkoły z klasami łączonymi... A jak mają pracować nauczyciele przedmiotowcy w nich zatrudnieni? W żadnej tego typu placówce nie będzie wystarczającej liczby godzin dydaktycznych, a na takie rozwiązanie strukturalne zdecydowały sie gminy o bardzo rozproszonej zabudowie...

Powrót do czteroletniego liceum budzi moje obawy przede wszystkim z powodów programowych. Jak można mówić o zmianie struktury, jeśli sie nie wie, po co się tę strukturę zmienia? Zmiana dla zmiany to bezsens, a nie naprawa czegokolwiek. Czteroletnie liceum miałoby w okresie przejściowym pracować na programach przeznaczonych do trzyletniej szkoły. Chaos. I znów problem dostosowania podręczników i metod pracy do młodzieży o dwa lata młodszej. Co więcej, jednocześnie w latach 2019 - 2023 mają w liceach i technikach funkcjonować absolwenci gimnazjów i szkół powszechnych. Każda grupa ma pracować według innej podstawy programowej, korzystać z innych podręczników, mieć inną siatkę godzin. Bałagan i segregacja młodzieży. A przecież chodzi nam o wyrównanie szans edukacyjnych młodych Polaków? 

Pomysł wprowadzenia obok liceów i techników dwuetapowej szkoły branżowej ze specjalną maturą zawodową to segregowanie młodych ludzi, na takich, którzy mogą w przyszłości studiować i takich, którzy mają prawo zrobić co najwyżej licencjat. Decyzje o wyborze ścieżki edukacyjnej w tym zakresie będzie miał podejmować czternasto-piętnastolatek i jego rodzice. Jeśli wybór okaże sie nietrafny? MEN nie przewidziało przejść poziomych... Po zrobieniu matury zawodowej uczeń będzie mógł uzupełnic wykształcenie w liceum ogólnokształcącym dla dorosłych.  Jak dla mnie - paranoja. To takie najważniejsze uwagi z punktu widzenia uczniów. Nauczyciele? Niepewność, zwolnienia, wzmożony nadzór i totalny chaos. Rodzice? Troska o to, czego się dziecko nie będzie miało szans w szkole nauczyć i organizowanie mnóstwa zajęć edukacyjnych poza systemem.
Efekt? Stres, niepewność, frustracja wszystkich stron.

Radosława Górska

Brak komentarzy: