poniedziałek, 19 września 2016

Po co ten chaos, czyli reforma edukacji okiem rodzica


Pamiętacie jak potwornie się oburzaliśmy, kiedy niszczono renomę stadniny koni w Janowie i jak straszliwie nas denerwowały pomysły dotyczące Puszczy Białowieskiej. Teraz, gdy "dobra zmiana" ma dotknąć nasze dzieci, słychać jedynie pojedyncze głosy. Wiecie, że dzieci, które już za rok może dosięgnąć ta podła reforma jest ok. 3 000 000, a ile sztuk koni liczy stado w Janowie? Czy chcemy narodu głupiego i zamkniętego? Konie „umoczyliśmy”, uratujmy nasze dzieci.
Czy ktokolwiek potrafi uczciwie odpowiedzieć na pytanie, po co jest ta reforma? Jakie niebagatelne i pozytywne zmiany przyniesie, że trzeba zburzyć istniejący system?   

Moi Drodzy, naprawdę nie ma znaczenia to, czy nasze prywatne dzieci już szczęśliwie skończyły gimnazjum lub to, że są jeszcze bardzo małe, że kupę kasy ładujemy w prywatną szkołę, że wnuki już studiują lub że wcale nie mamy dzieci. Otóż to młode pokolenie, też tworzy społeczeństwo, kiedyś wejdzie na rynek pracy i kiedyś będzie rządzić tym krajem. I co dalej?
Jestem wściekła na każdego, kto mówi o reformie oświaty bzdury pt. "od 2017 zostaną zlikwidowane gimnazja, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ta zmiana jak najmniej dotknęła dzieciaki."     
Jestem wściekła jak, ktoś mówi, że skończył ośmiolatkę i przecież wyszedł na ludzi.
Moi dziadkowie mieli jedną łyżkę w domu i wyszli na ludzi, prąd dociągnęli do naszego domu w 1951 roku, a mimo to mama wyszła na ludzi, a w dzieciństwie w sklepach był sam ocet i wyszłam na ludzi.

Przyjrzyjmy się niektórym aspektom reformy:
Nauczanie początkowe dla klas 1-4.        
Co to za kuriozum? Nie dość, że udało się rodzicom wmówić, że dzieci są na tyle głupie, iż nie mogą w wieku 6 lat iść do pierwszej klasy, to teraz okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Nasze dzieci są mega durne i postawę trzeba rozciągnąć na 4 lata edukacji wczesnoszkolnej.     
Co to za bzdura? Rodzice - przecież każdej cioci jesteście w stanie godzinami opowiadać, jak mądry jest Wasz Jaś czy Zosia? Z przekroczeniem progu szkoły Jaś i Zosia tępieją? Nie dajcie sobie wmawiać takich głupstw. Sześciolatki rewelacyjnie radzą sobie w szkole, a po trzech latach nauki z jedną panią marzą o nowych wyzwaniach. Kto śmie zabijać w dzieciach ich naturalną ciekawość świata? Kto ma na tyle tupetu, by obrzydzać dzieciakom naukę poprzez proponowanie nudy?
Egzaminy po szkole podstawowej.         
Miało ich nie być, a jednak będą. Pani ministra nie kłamała mówiąc, że od przyszłego roku szkolnego obowiązywać ma jedynie konkurs świadectw. No przecież, tych egzaminów nie będzie po szóstej klasie, a że nie wspomniała, iż odbędą się po ósmej…, oj tam oj tam, przeoczenie. Egzaminy będą z polskiego, angielskiego, matematyki i... historii. Po pierwsze, co to będzie za historia? Po drugie, dlaczego ginie część związana z wiedzą o społeczeństwie – współczesność nie jest ważna? Po trzecie, dlaczego nie będzie części przyrodniczej? Czyżby przyszli lekarze z backgroundem historycznym mieli lepiej władać skalpelem w czasie zabiegów? Czy wiedząc, kim był Achilles, zaordynują skuteczniejszą terapię rozwalonego ścięgna? 
Gimnazja.
Miały łączyć dzieci w podobnym wieku - co tu dużo kryć nastolatki są wulkanem hormonów. Teraz planuje się wrzucić 14-sto czy 15-latków do szkoły podstawowej. Maluchy niech się przećwiczą choćby np. podczas przerwy na korytarzu – oj, jak fajnie wygląda taki 7-letni maluch uczepiony poręczy przy schodach, w drodze na szkolne pierwsze piętro, podczas gdy, nastoletnie stado pędzi do szatni… 
Szkoła dla klas 0-8 będzie bardziej bezpieczna niż  dla klas 1-6? A w którym miejscu jest to "bardziej"? Mylę się, jeśli stwierdzę, że jedynie na papierze?   
Co będzie z klasami artystycznymi, sportowymi, językowymi, z zajęciami pozalekcyjnymi, z programem Erasmus+?
Kto będzie jutro, za rok czy za dwa uczył dzieciaki, które obecnie są w pierwszej klasie gimnazjów. Przecież nauczyciele już  uciekają w poszukiwaniu zatrudnienia niczym załoga z Titanica. Kto będzie uczył gimnazjalistów? Woźny?         
A co z rocznikami 2003, 2004 i części 2005? Mają mieć różne egzamin  - po podstawówce i po gimnazjum, a następnie razem trafić do liceum. Jak  mają być porównywane wyniki kandydatów do szkół średnich po tak różnych egzaminach? Poza tym, co tu gadać…, licea nie są z gumy. Kto da nam gwarancję, że dla tych połączonych roczników, będzie dwa razy więcej miejsc w LO? Czy te dzieci będą miały taki sam, równy, dostęp do edukacji jak roczniki starsze? Czy, przy całym chaosie, który chce nam zgotować MEN, ktoś jeszcze myśli o spokojnym, zrównoważonym rozwoju dzieci?
Wyrównywanie szans.       
Jak dzieciaki po 8 latach podstawówki w małej, wiejskiej szkole mają dostać się do renomowanego liceum? A może, po prostu, właśnie mają się nie dostać? Dzieci z małych miasteczek oraz wsi, pozbawione edukacji w gimnazjum, będą miały ogromną trudność, by nadrobić zaległości z najwcześniejszych etapów nauczania. Biorąc pod uwagę zapowiedzi ministry, że matura ma być trudniejsza, dzieciaki wiejskie praktycznie zostaną pozbawione możliwości dostania się do dobrego LO czy na wymarzony kierunek studiów.
Niż demograficzny. 
Kończy się na obecnej 2 klasie gimnazjum. W podstawówkach nie ma żadnego niżu, wręcz przeciwnie. Wiele szkół działa na dwie zmiany, a na korytarzach ścisk i hałas.
Koszty.
To jest ściema maksa. Budynki gimnazjów są najnowszymi i często najlepiej wyposażonymi placówkami.  Mają pójść do rozwałki lub do zamiany na szkoły podstawowe. Część gimnazjów zostało wybudowanych przy pomocy dotacji z UE – ile z tych środków trzeba będzie zwrócić? Stworzenie pracowni fizycznych,  chemicznych czy geograficznych w podstawówkach, budowa placów zabaw w gimnazjach, dostosowanie wszystkiego począwszy od ławek, a na sedesach kończąc do potrzeb małych dzieci - to się robi bezkosztowo? A ludzie, nauczyciele, odprawy, szkolenia?
Na razie jest projekt ustawy. Ja się z nim nie zgadzam. Proszę o Waszą niezgodę na to, by naszym dzieciakom, ktoś zatrzasnął przed nosem drzwi z napisem PRZYSZŁOŚĆ.
Nie zgadzam się na zaściankową szkołę z lamusa. Chcę szkoły otwartej i nowoczesnej,  takiej, by nasze dzieci mogły pracować w każdym miejscu na świecie, a nie na zmywaku w UK, a niebawem nawet już nie w UK, lecz w Pcimiu (niczego nie ujmując Pcimiowi).      

Dlatego apeluję do każdej przyzwoitej osoby, rodziców i dziadków, posłów opozycji, środowiska nauczycielskiego: nie zgadzajmy się na te reformę, nie pozwólmy, by ten projekt znalazł się gdziekolwiek indziej, niźli w koszu. Koni nie obroniliśmy. Teraz gra idzie o przyszłość naszych dzieci. Nie zwieszajmy ramion w bezsilności. Protestujmy, naciskajmy na związki zawodowe i samorządy, zbieramy się i informujmy, strajkujmy.


I jeszcze jedno. Chyba to jasne, że nasze oburzenie jest dla pani ministry warte tyle, co kurz na jej pantofelkach. Ale uwaga: Pani Zalewska poniesie konsekwencje swoich decyzji. Łamanie planów życiowych tysiącom dzieci i rodziców w przeciwieństwie do „reformy” nie jest bezkosztowe.

Wściekła matka

Brak komentarzy: