niedziela, 18 grudnia 2016

Uskrzydlona Tamara


Wybaczcie mi proszę, ale trudno zrobić przegląd wydarzeń minionego tygodnia, gdy to, co dzieje się od wczoraj, zdominowało wszystko inne.

Już we wtorek, 13 grudnia, czułam, że w naszym sprzeciwie, oporze wobec samowolki PiSu, przechodzimy na kolejny etap. Strajk Obywatelski przyciągnął tłumy. Wspominaliśmy ofiary stanu wojennego, oddaliśmy im hołd, ale jednocześnie połączyliśmy przeszłość z teraźniejszością. Czarna karta sprzed 35 lat połączyła się z coraz bardziej mroczną kartą dzisiejszej Polski. Nie dało się już iść z uśmiechem, wierząc, że nasz spokój, opanowanie przekonają posła K. i spółkę, że może jednak warto wsłuchać się w głos suwerena. Suwerena, a nie pro pisowskiej części narodu. Słowa, które zabrzmiały mocno, dosadnie, pokazały, ze cierpliwość powoli się kończy. Strajk Obywatelski ogarnął całą Polskę. Nie było chyba takiego miejsca, gdzie został pominięty ciszą.

Kiedy wracałam z manifestacji poznańskiej, z jednej strony czułam się uskrzydlona. Było nas około 5 tysięcy, pierwszy raz aż tylu młodych ludzi. Powiewały flagi biało czerwone, KOD-u, Nowoczesnej, Młodzieży Demokratycznej, Platformy Obywatelskiej, LGBT. Wszyscy razem pokazaliśmy siłę, której nie da się zlekceważyć. Jednocześnie jednak męczył mnie jakiś niepokój. Zrozumiałam, że coś jest już za nami, że każdy kolejny krok może być silniejszy, mocniejszy. Każdy krok może prowadzić nas w większą determinację, nieustępliwość. Nie uda nam się już cofnąć.

Nie minęły trzy dni i okazało się, że mam rację. Jakaś tam „aferka” w Sejmie, nie pierwsza przecież, a jednak okazało się, że Polacy mają dosyć. Ci gorsi Polacy oczywiście. Opozycja zablokowała mównicę i wiadomość o tym rozniosła się po Polsce jak błyskawica. Nie minęły dwie godziny, a przed Sejmem stał już tłum, w innych miastach ludzie zaczęli zbierać się pod Urzędem Wojewódzkim i biurami PiSu. Wszyscy pełni determinacji, złości, żalu. W nocy doszło do przepychanek z policją, która konwojowała samochody, wywożące z Sejmu posła K. i rząd. Wstrząsająca scenka, gdy policjant prawie siedzi na przygniecionej do jezdni kobiecie, a Kaczyński przejeżdża obok z uśmiechem. Dzisiaj ciąg dalszy. Ludzie już lepiej zorganizowani, wyraźnie pokazujący swym protestem, czego oczekują, czego żądają.

Czytam wypowiedzi na fb. Czytam i włos mi się jeży. Wiem. Mamy dosyć. Nie możemy już patrzeć na demolkę naszej Polski, ale czy zdajemy sobie sprawę, dokąd zmierzamy? Ktoś radośnie ogłasza, że zaczyna się polski Majdan, ktoś inny cieszy się, że wreszcie będzie szansa, by rozprawić się z PiSem i jego zwolennikami. Jak to łatwo i lekko powiedzieć. A jeśli droga zaprowadzi nas do wojenki domowej? A jeśli brat stanie przeciwko bratu, córka przeciwko matce, syn przeciwko ojcu? Jeśli na ulicy poleje się krew? Jeśli PiS weźmie przykład z Jaruzelskiego i zafunduje nam stan wojenny, ze wszystkimi konsekwencjami, które z tego wypłynąć.

Wiem, nie mamy innej drogi. Sama z pełną świadomością weszłam na nią rok temu i będę szła ze wszystkimi. Jednak nie odczuwam radości, wręcz odwrotnie. Boję się. Boję się, że sytuacja wymknie się spod kontroli i wszyscy za to zapłacimy bardzo wysoką cenę. Boję się, choć wiem, ze nie mamy już właściwie wpływu na to, jak się sprawy potoczą. Bierność to przegrana, to zgoda na życie w „PiSlandii” przez długie, długie lata. Musimy iść do przodu, ale nie mamy się z czego cieszyć. To nie przygoda wakacyjna, to nie epizodzik, który nic nie znaczy. Bądźmy w tym wszystkim mądrzy. Tylko o to proszę.

Tamara Olszewska

(źródło: KOD Mazowsze)

Brak komentarzy: