Miłe złego początki
Podczas uroczystości z okazji Święta Niepodległości, 11.11.2014 r. Jarosław Kaczyński wyciągnął z kapelusza, nikomu nieznanego, niejakiego Andrzeja Dudę i namaścił go na kandydata na prezydenta Polski. Całkiem nieźle prezentował się pisowski kandydat w porównaniu z prezydentem Komorowskim, który bardziej stateczny, przysypiający czasami na uroczystościach państwowych, spokojny gawędziarz, nie umiejący pokazać tego, co rzeczywiście On jako prezydent i jego żona jako Pierwsza Dama robili. A tu wyskakuje wesoły Duda, wygadany, elegancki,z workiem obietnic, pobłogosławiony przez Polską Instytucję Kościelną. Ruszył młodzian w Polskę, no i się zadziało. Tłumy wyły z zachwytu, gdy gwarantował nową jakość prezydentury, otwartej na obywateli i sprawy społeczne, a jak upublicznił swoją umowę programową, która miała stać się jego Dekalogiem to już w ogóle rozpoczęło się istne szaleństwo. Przypomnijmy sobie główne punkty tej umowy:- Będę prezydentem, który słucha i służy obywatelom;
- Będę prezydentem dialogu, porozumienia i rozmowy;
- Będę prezydentem, który przywróci Polakom zaufanie do państwa i poczucie godności;
- Będę prezydentem, który troszczy się o bezpieczeństwo Polaków;
- Będę prezydentem, który buduje państwo uczciwe i sprawiedliwe;
- Będę prezydentem, który z troską i zrozumieniem odnosi się do każdego obywatela;
- Będę prezydentem Polski przyszłości. Silnego, sprawnego państwa w centrum zjednoczonej Europy;
- Będę prezydentem Polski dumnej ze swojej historii, swoich przodków i korzeni, Polski, która pamięta i czci swoich bohaterów;
- Będę prezydentem, który nie unika trudnych sytuacji, który nie ucieka, kiedy powinien być arbitrem;
- Będę prezydentem aktywnym, który chce korzystać z inicjatywy ustawodawczej.
I mamy, to co mamy
W pewnym sensie Duda trzyma się swojego Dekalogu. Pokazał przez ten rok, że jest prezydentem narodu, ale tylko tej jego części, która popiera PiS i kocha Polską Instytucję Kościelną. Buduje państwo Prawa i Sprawiedliwości bardzo skutecznie i konsekwentnie. Rzeczywiście nie jest strażnikiem żyrandola, co tak mu przeszkadzało w Bronisławie Komorowskim. Przerzucił się na pilnowanie długopisu, bo to znacznie mniejszy przedmiot i bardziej użyteczny. Jest dumny z polskiej historii, choć w wersji pisowskiej, w której nie mam miejsca na prawdę dziejową. Nie unika trudnych sytuacji. Przemilcza je tylko. Jest bardzo aktywny. Podpisuje bezkrytycznie i błyskawicznie wszystko, co mu posłowie PiS podsuną. Jeździ sobie po Polsce, upaja się własnym słowotokiem i wciąż bardzo wierzy, w to co mówi. Często też bywa w świecie uprawiając turystykę międzynarodową. Spotyka się z Polonią, czarując ją swoją charyzmą, zwiedza polskie kościoły, bo postawa na kolankach bardzo mu odpowiada, zwiedza miejsca polskiej pamięci. Czasami zdarzyła mu się malutka wpadka. Ot, choćby ułaskawienie Kamińskiego i jego kumpli od wyroku, który tak nie do końca zapadł czy pełna akceptacja łamania podstawowej zasady demokratycznej czyli trójpodziału władzy, o Trybunale Konstytucyjnym nie wspominając. Cóż, zdarzają się niedouczeni prawnicy, miał po prostu złych nauczycieli.
Załatwił Polakom 500 plus, nie bacząc na fakt, że gospodarka polska raczej tego nie udźwignie. Powrót do poprzedniego wieku emerytalnego leży sobie jeszcze w sejmie, ale czy to ważne? Duda obiecał i projekt jest. Niech się Polacy cieszą, bo jak już skorzystają z dobrodziejstwa władzy i dostaną pierwszą emeryturę to szlag ich trafi. Wciąż nie wiadomo, co będzie z pomocą dla frankowiczów, ale jakaś szansa jest, że niebawem, niedługo problem się jakoś rozwiąże.
Duda pokazał, że ma bardzo prawy, a nawet zdecydowanie prawy, charakter. Nie zniżył się do współpracy z rządem PO/PSL. Odczekał te kilka miesięcy i zaktywizował się dopiero, gdy do władzy doszli „swoi” czyli PiS. Przez miniony rok zawetował aż 4 ustawy. Nieważne, że były one autorstwa poprzedniej koalicji, ale ważne,że utrzymał pion i swoje morale na odpowiednim poziomie. A było to dość ważne ustawy: o uzgodnieniu płci, o lasach, o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o ratyfikacji poprawki dauhańskiej do Protokołu z Kioto. Widzicie, nie ugiął się, taki on niezłomny i samodzielny.
Stara się być widoczny w polityce międzynarodowej. Zdarzyło mu się kilkakrotnie poskarżyć na Polskę i Polaków, ale po 3 miesiącach rządów PiSu już tylko zachwala nasz kraj. Tak to się u nas poprawiło. Ma też spory problem w kontaktach z politykami innych państw. Jakoś traci rezon, zapomina języka w ustach i staje się taki łagodny, nieprzekonywujący, nieprawdziwy. Dziwne, bo w kraju potrafi mówić zdecydowanie, rzucać piorunami aż strach człowieka bierze. A tylko przekroczy granice to jawi się nam niewinny baranek. Może dlatego jakoś nie widać go na spotkaniach międzynarodowych. Stoi sobie biedaczek samotny taki, zapomniany. Nadrabia miną, ale widać, ze nie cieszy się jako polityk sympatią i szacunkiem. Pewnie zapomniał, że na taki odbiór to trzeba sobie zapracować.
Czy to jest rok warty uczczenia, zapamiętania? Czy komuś uda się znaleźć w Dudzie choć maleńki kawałeczek prezydenta? Jestem przekonana, że mamy pierwszego w dziejach III Rzeczpospolitej antyprezydenta i jako taki przejdzie do historii. Naiwny ten, kto liczy, ze kolejne lata jego prezydentury pokażą człowieka, który jest godzien zajmować tak zaszczytne stanowisko. Jedno trzeba mu przyznać. Rzeczywiście jest bardzo lojalny, ale nie wobec narodu, tylko prezesa Kaczyńskiego. To musi być wielka miłość, jeśli dla szefa poświęcił swój honor, autorytet prawnika i uczciwego człowieka. Za kilka lat Trybunał Stanu go rozliczy. Tako rzekłam ja – zwykła, szara, nieźle zaKODowana, polska myszka.
Tamara Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz