piątek, 5 sierpnia 2016

Są dwa światy czyli dlaczego jestem w KODzie

Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś, że są dwa światy. Czasem mam wrażenia że rzeczywiście tak jest. I że żyję w obu. Myślę że każdy z nas po części funkcjonuje nawet nie w dwóch, ale i większej ilości „światów”. W wielu płaszczyznach życia, które czasem są blisko siebie i wzajemnie się przenikają, czasem zaś zdają się istnieć na przeciwległych końcach wszechświata. Nawet jeśli niekoniecznie w naszych oczach, to często w oczach otoczenia.

Niektórzy pewnie po takim wstępie zastanawiają się o co mi właściwie chodzi. Gwoli wyjaśnienia pozwolę sobie opowiedzieć Wam, drodzy czytelnicy, o pewnej rozmowie pomiędzy mną a pewnym członkiem mojej rodziny. W ramach wprowadzenia, dla tych którzy o tym być może nie wiedzą, wspomnę że jestem osoba wierzącą i aktywnie uczestniczę w życiu Kościoła już od wielu lat. I moja rozmówczyni sobie z tego świetnie zdawała sprawę. W trakcie naszej rozmowy, która miała miejsce już kilka miesięcy temu, wspomniałam że zaangażowałam się w działalność KODu, byłam na marszu w Warszawie, uczestniczę w wydarzeniach tutaj na miejscu, w Olsztynie. I tu pojawiło się pytanie, będące niejako przyczynkiem do moich rozważań: „Jak ty, jako osoba wierząca, możesz być w KODzie?”

Pytanie to, w innej czasem formie, powracało do mnie kilka razy. Czasem w formie kulturalnego pytania osoby, która odbierała moje zaangażowanie na dwóch wspomnianych płaszczyznach ze zdziwienie i była szczerze zainteresowana odpowiedzią. Czasem w formie dużo mnie kulturalnego zarzutu, że skoro działam w KODzie to nie mam prawa nazywać siebie chrześcijanką. Na szczęście dla mnie tych drugich reakcji było zdecydowanie mniej i nigdy nie padały ze strony bliskich mi osób.

I tu pojawia się pytanie: czy te dwie płaszczyzny mojego życia rzeczywiście pozostają ze sobą w jakimś konflikcie, są wzajemnie sprzeczne tak, że zdziwienie otoczenia budzi fakt, iż angażuję się zarówno w życie Kościoła jak i działalność KODu. Rozmawiając z niektórymi moimi znajomymi można by dość do wniosku, że przynajmniej oni rozbieżność taką widzą.

Jakiś czas temu na naszym blogu pojawiały się wypowiedzi działaczy i sympatyków na temat tego, dlaczego są w KODzie. Sama zastanawiałam się wtedy nad zabraniem głosu w dyskusji, ostatecznie jednak tego nie zrobiłam. Postanowiłam jednak wrócić do tego pytania.  I myślę, że mogłabym udzielić dość rozbudowanej odpowiedzi, pisząc o wielu mniej i bardziej ważnych dla mnie wartościach, które odnajduję w działalności KODu i w których obronie chcę w ramach Stowarzyszenia występować. Jednak po głębszym zastanowieniu (czasem warto nad czymś się jednak zastanowić, zwłaszcza przed tym jak się coś napisze) doszłam do wniosku, że odpowiedź mogłabym tak naprawdę sprowadzić do jednego krótkiego zdania, które odpowiadałoby na to pytanie w sposób bardziej wyczerpujący niż długie nawet rozprawki.

Jestem w KOD bo jestem osoba wierzącą. Nie mimo tego, ale właśnie z tego powodu.

Bo moja wiara każe mi cenić uczciwość, sprawiedliwość i protestować wtedy, kiedy wartości te są w sposób ostentacyjny łamane przez władzę. Kiedy prawo, zwłaszcza Konstytucja, znaczy tyle co niewiążącą deklaracja polityczna dla tych, którzy nad jej przestrzeganiem powinni czuwać. Kiedy minister spraw wewnętrznych krytykuje policjantów za powstrzymanie grupy ludzi rzucających kamieniami w legalną manifestację tylko dlatego że w grupie tej była córka radnej z PiSu, zaś minister sprawiedliwości nakazuje wypuścić osoby, które zdewastowali grób osoby zmarłej. Kiedy panują podwójne standardy i nikt już się nawet nie kryje z tym, że z odpowiednią przepaską na ramieniu można na ulicach nawoływać do wieszania ludzi na drzewach czy życzyć śmierci „wrogom Ojczyzny” I wykonywać faszystowskie gesty.

Bo chrześcijaństwo naucza, że najważniejszym nakazem w życiu każdego wierzącego jest miłość Boga i drugiego człowieka.  Bo sprzeczna jest z nim pogarda wypływająca z ust rządzących, oszczerstwa kierowane pod adresem tych, którzy ośmielają się mieć odmienne przekonania polityczne czy społeczne od tych, którzy w tym momencie sprawują władzę. Albo konkretniej od Jarosława Kaczyńskiego. Bo nie zgadzam się na sortowanie ludzi, na nazywanie kogokolwiek elementem animalnym. Bo uważam że każdy człowiek zasługuje na szacunek, bo wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga. I jeśli ktoś obraża moją rodzinę, moich braci i siostry w Chrystusie, to ja nie mogę stać spokojnie z boku i się temu bezczynnie przyglądać.

Bo prawda jest dla mnie ważna. „Nie mów fałszywego świadectwa…” A dzisiaj prawda traktowana jest jak niepotrzebna przeszkoda i zmienia się ją, kiedy tylko władzy jest to na rękę. Już nie Lech Wałęsa był liderem Solidarności, ale Lech Kaczyński. A największymi bohaterami poległymi za Ojczyznę są osoby które zginęły w tragicznym wypadku komunikacyjnym. W TVP króluje propaganda rodem z PRL, czego świetnym przykładem było chociażby tłumaczenie wypowiedzi Baracka Obamy w trakcie szczytu NATO w Warszawie. Czy relacje z marszów KODu.

Bo Bóg obdarzył mnie wolnością, która uważam za jeden z najwspanialszych Jego darów i którego nie dam sobie bez walki odebrać. Bo skoro dobroci Pana zawdzięczam to, że mogę dokonywać własnych wyborów, to teraz nie zamierzam podporządkować się władzy, dla której każdy mający odmienna opinią jest zdrajcą.  Która za pomocą policji i służb specjalnych chce kontrolować obywateli, wiedzieć wszystko o wszystkich, która tworzy podwaliny pod mechanizmy pozwalające na przejmowanie w zarząd przedsiębiorstw osób podejrzanych o dokonanie przestępstwa, która uzależnia pracę w instytucjach publicznych od odpowiednich poglądów politycznych.

Bo Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Nie jest własnością tylko zwolenników PiSu, nieważne jak bardzo politycy tej partii chcieliby, żeby było inaczej. Bo sprzeciwiam się próbie utożsamiania prawdziwych katolików ze zwolennikami Jarosława Kaczyńskiego.

Bo moja wiara jest dla mnie źródłem odwagi. Odwagi do tego, aby wyjść z tłumu i głośno wypowiedzieć swoje zdanie. Aby narazić się na różne epitety wygłaszane (bądź wykrzykiwane) pod moim adresem, kiedy w miejscu publicznym pojawię się w koszulce z logo KODu bądź znaczkiem przypiętym do ubrania. Stawić czoło temu, że część moich znajomych nie zrozumie i zaakceptuje moich wyborów, że odwróci się ode mnie i na odchodne rzuci kilka określeń używanych w odniesieniu do politycznych oponentów przez młodych nacjonalistów. Zaryzykować represje ze strony władzy za wypowiadanie się nie po linii Jedynej Słusznej Partii. I nie mogę powiedzieć, że się nie boję, że nigdy nie zastanawiałam się czy na pewno warto ryzykować, że nie słyszałam gróźb czy ostrzeżeń że lepiej bym zrobiła siedząc cicho i nie wychylając się. Ale wierzę że Pan czuwa nade mną i daje mi to siłę i odwagę potrzebną do tego, żeby strach przezwyciężyć. I żeby żyć w zgodzie z własnym sumieniem, które każe mi wyjść na ulice i zaprotestować przeciwko łamaniu prawa i sianiu nienawiści i pogardy dla drugiego człowieka.

I właśnie dlatego jestem KODzie. 

Marta Kamińska

2 komentarze:

ludwikr pisze...

Pani Marto - głęboki pokłon dla Pani.

Buddy pisze...

Pani Marta, głęboko wierząca Katoliczka w niedzielę wyborczą zamiast iść do urny siedziała w kościele modląc się by PiS przegrał - dlatego PiS wygrał