Przede wszystkim dlatego, że łamie Konstytucję. Podpisuje niezgodne z nią kolejne wersje ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, do tej pory nie zaprzysiągł trzech prawidłowo wybranych sędziów TK, lekceważy opinie Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej oraz wszystkich liczących się autorytetów w dziedzinie prawa konstytucyjnego. Już same te działania odbierają mu prawo do nazywania się strażnikiem Konstytucji, sprawiają, że w przyszłości może zostać - (a mam nadzieję, że się tak stanie) - postawiony przed Trybunałem Stanu. Nie jest moim prezydentem ktoś, kto nie szanuje najwyższego prawa Rzeczypospolitej.
Po drugie Andrzej Duda dzieli Polaków. Na początku prezydentury obiecywał, że będzie prezydentem wszystkich rodaków. Pisał list do czytelników "Wyborczej", w którym obiecywał:
"Będę prezydentem dialogu i porozumienia, a celem mojej prezydentury będzie praca na rzecz odbudowy wspólnoty Polaków. Polityczne spory, które są częścią demokratycznej debaty, nie mogą wzmacniać istniejących podziałów społecznych, osłabiać naszej wspólnoty ani działać destrukcyjnie na instytucje państwa".I tych obietnic nawet nie starał się spełnić. Zaczął od "uwolnienia" wymiaru sprawiedliwości od sprawy Mariusza Kamińskiego i jego trzech współpracowników z CBA, których sąd pierwszej instancji skazał za przekroczenie uprawnień podczas "afery gruntowej" , a więc za szczucie na siebie ludzi, posługiwanie się prowokacją i spowodowanie gehenny posłanki Sawickiej. Nie tak rozumiem dialog i porozumienie narodowe. Doktor praw zaczyna swoją prezydenturę od łamania obowiązujących norm. Nie może przecież nie wiedzieć, że ułaskawić można tylko winnego, a w sprawie Kamińskiego wyrok był nieprawomocny. Jestem córką prawniczki, wychowano mnie w poszanowaniu prawa. Nie mogę za swojego prezydenta uznawać człowieka, który cynicznie wykorzystuje swoją pozycję i zamiast stać na straży prawa, sam je łamie.Potem było już tylko gorzej. W Otwocku pan Duda posunął się bardzo daleko. Powiedział:
"Ci, którzy dzisiaj mówią, że trzeba bronić demokracji, chcą bronić tego, co było przez ostatnie osiem lat- tych wszystkich afer, które były zamiatane pod dywan."Postanowił również pozostać w modnym ostatnimi czasy trendzie katalogowania narodu, mówiąc:
To my właśnie jesteśmy ludźmi pierwszej kategorii.Poczułam się bardzo dotknięta. Jakim prawem prezydent, pierwszy polityk, nota bene podobno świetnie wykształcony i kulturalny człowiek, dzieli ludzi na kategorie? Historyczne skojarzenia z takimi podziałami mrożą krew w żyłach, a wojna polsko-polska po takich słowach jeszcze się zaognia.
Razi mnie też niesamodzielność pana prezydenta. Nie jestem jego zwolenniczką, ale jest on Głową mojego Państwa. Nie mogę więc spokojnie patrzeć, jak pozwala Jarosławowi Kaczyńskiemu na poniżanie swojego urzędu, ostentacyjne lekceważenie, wzywanie "na dywanik", czy publiczne obrażanie.
Boli mnie, że podpisywane choćby nocą są ustawy, które wskazuje szef z Nowogrodzkiej, wetowane były tylko te, które pochodziły z innej niż Prawo i Sprawiedliwość opcji politycznej, a ze stoickim spokojem pan prezydent patrzy jak od 150 dni premier rządu nie wykonuje wyroku Trybunału Konstytucyjnego, łamiąc tym samym prawo.
Od czego jest Prezydent RP?
Ma reprezentować państwo w stosunkach międzynarodowych. Odbył 25 podróży zagranicznych, z których korzyści dla kraju są raczej mało widoczne. Wstyd mi jako Polce, że prezydent USA musi publicznie wskazywać błędy naszych rządzących, a reprezentujący również mnie prezydent potrafi tylko stać z przyklejonym do buzi uśmieszkiem, a później godzić się na oczywiste przekłamywanie słów Baraca Obamy.
Ma być zwierzchnikiem sił zbrojnych. A oddał sprawy wojska w ręce Antoniego Macierewicza i zachowuje się tak, jakby za nic nie odpowiadał.
Ma prawo inicjatywy ustawodawczej i prawo weta wobec uchwalonych ustaw. Rozbudził nadzieje Polaków, obiecując w kampanii wyborczej podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł i obniżenie wieku emerytalnego oraz przewalutowanie kredytów frankowych po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu. Kiedy tłumaczono nam, że to zrujnuje budżet państwa, że nie ma na to pieniędzy Andrzej Duda mówił:
"Nie słuchajcie tego, co opowiadają, że się nie da. To bzdury. Wystarczy zacząć naprawiać polską gospodarkę, a tak naprawdę pieniądze z tego systemu znajdą się natychmiast [...]. Ja dotrzymam słowa, bo jestem człowiekiem, który ma słowo swoje za świętość."Teraz rzecznik prezydenta pan Dera tłumaczy, że inaczej się patrzy na sprawy kraju z perspektywy kampanii wyborczej, a inaczej, kiedy się pełni urząd. Czyli wolno kłamać i oszukiwać, manipulować ludźmi i wykorzystywać ich łatwowierność? Nie jest moim prezydentem polityk, który tak cynicznie postępuje.
Nie jest więc moim prezydentem polityk, który łamie Konstytucję, nie szanuje obywateli, nie stara się być samodzielny i odpowiedzialny za swoje działania. Nie jest moim prezydentem cyniczny kłamca. Ani notariusz rządzącej partii.
Radosława Górska
Radosława Górska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz