Jestem szczęśliwym człowiekiem. Mogę pisać, co mi się rzewnie podoba, mogę wciąż być sobą, myśleć po swojemu. Należę do tej grupy koderów, którzy nie chcą się ustawiać po czyjejkolwiek stronie w zaistniałym sporze. Nie chcą, bo nie po to stanęliśmy w jednym szeregu, by brać udział w demolce jedynej na chwilę obecną siły, która mogłaby pójść masowo w stronę demokracji. Mogłaby, ale chwilowo z każdym dniem traci siły, potencjał na coś, co jest totalnie bez sensu.
No to teraz czas na moje meritum.
Alimenty, faktury, szeptane na ucho tajemnice niedociągnięć Mateusza Kijowskiego, jego niechęć do współpracy z porządnym ZG i dalsze jakieś tam tralalala. Przez ponad rok ten człowiek był twarzą KODu, zasuwał jak mrówka, był wszędzie. Mało tego, jeśli jakiś szary koderek typu ja, miał jakąś sprawę i skontaktował się z nim, to zawsze zareagował, odezwał się, nie pozostawił człowieka samego z problemem. Nie wiem, jak bym się zachowała dzisiaj na miejscu Mateusza, w jaki sposób broniłabym swoich racji. Może inaczej, a może podobnie? Jaki ma sens ostry hejt na człowieka, który umiał nas porwać i połączyć? Uwielbiali Go wszyscy, a teraz tylu nienawidzi, obarcza winą za całe zło?
Magda, Jarek i Radek, najbardziej aktywni członkowie ZG. Cały czas w trasie, rozwiązujący konflikty w regionach, nad którymi trudno było zapanować. Organizujący manifestacje, spotykający się z nami, bombardowani telefonami, smsami, e mailami, bo tu się coś wali, bo tam coś nie styka,, bo ktoś komuś za mocno słowami dowalił i afera.
Wszyscy Oni; Mateusz, Magda, Radek i Jarek odwalili kawał dobrej roboty. Koordynowali, organizowali, reagowali, rzucali sensownymi pomysłami jak z kapelusza. Wszyscy Oni oddali się całkowicie KODowi i wielka chwała im za to.
Nagle coś się popsuło, nagle zaczęły narastać jakieś wzajemne pretensje, żale, może zbyt ostro zderzyły się inne wizje, no i posypało się. Koderzy o sprawie dowiadują się dopiero z prasy, Mateusz nie bardzo potrafi wyjaśnić sprawę, choć powinien wiedzieć, że jest dla nas bardzo ważny. Powinien wiedzieć, ze fakt jest faktem i nie da się z nim dyskutować, ale są okoliczności zaistnienia owego faktu i to one odgrywają wielką rolę w budowie oceny. Magda, Jarek i Radek rozmawiają z nami, koderami, przez prasę, bądź półsłówkami.
No i co się dzieje? KOD dzieli się na dwa obozy, które w tempie wręcz zastraszającym zaczynają się zwalczać, hejtować, gryźć, ostro atakować. Nagle ci, którzy stali na manifestacjach w jednym szeregu, wysyłali sobie mnóstwo życzliwości, cenili się za pracę koderską, teraz patrzeć na siebie nie mogą i prowadzą ostrą walkę na fb i realnie. Słusznie mówi się, że gdy budzą się demony to rozum idzie spać.
Wiecie, wydaje mi się, że trochę nawaliliśmy. My wszyscy. Spontan to cudowna sprawa, pójście na żywioł również, ale to działa tylko na krótką metę. Jakoś nikomu nie wpadło do głowy, że obok działań anty trzeba biegiem stworzyć system zasad, które pomogą, usprawnią, skonsolidują KOD jako całość. Nikomu nie wpadło do głowy, że Mateusz ma swoje zobowiązania, rodzinę, rachunki do płacenia i jak ma to pogodzić z pracą dla KODu 24 godziny na dobę? Nikomu nie wpadło do głowy, że członkowie ZG również mają podobny problem. Do tego zabrakło, najprawdopodobniej dobrej woli obu stron konfliktu, by usiąść i wspólnie znaleźć wyjście z sytuacji. Może w pewnym momencie zamknęli się na siebie wzajemnie, przestali siebie słuchać i poszli, każdy w ciemną uliczkę? Ktoś powie, to po co się pchali do władzy, ale ja powiem inaczej. KOD powstał jako żywioł, potrzeba chwili. Trudno wymagać od ludzi, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za cały ruch, by od razu wszystko wiedzieli, umieli współpracować i współdziałać. Pewnie, to wielki ich błąd, ich wszystkich, że zabrakło im umiejętności i nie potrafili sobie tego w odpowiednim momencie uzmysłowić, jednak błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi.
Jakikolwiek atak na Mateusza, Radka, Marcina i Magdę pokazuje, że i my w sytuacji trudnej nie zdajemy egzaminu. Wyrok na jedną czy drugą stronę już wydany, nienawiść aż kipi z koderów, jak szybko zapominamy, co Oni wszyscy dla nas, dla Polski zrobili.
A może warto cofnąć się o kilka kroków? Może ci, których tak mocno bronimy lub atakujemy, spróbują pogadać ze „swoimi”, wyciszyć emocje. Może niech usiądą razem i wreszcie uczciwie i szczerze pogadają, nastawiając się również na wzajemne słuchanie? Może niech zapomną o przedłużającej się kampanii wyborczej do ZG, wspólnie ruszą swoje pupcie, rozpoczną cykl spotkań w regionach, na których razem pokażą nam, że potrafią stanąć ponad siebie w sytuacji, gdy Polska pada równo. Czy jeszcze ich na to stać? Byłoby super, ale może to moja naiwność, że wciąż wierzę, iż wszystko można rozwiązać bez rozwalania?
Tamara Olszewska
1 komentarz:
To jak w końcu jest z tą wolnością w kaczystowskiej Polsce? Jest czy jej nie ma?
Prześlij komentarz