KOD przechodzi poważny kryzys, być może nawet zbliża się jego koniec. Koniec KOD-u potężnych manifestacji, KOD-u wypełniającego centrum Warszawy stutysięcznym tłumem. Dziś takiej mocy sprawczej KOD nie ma i długo mieć nie będzie.
Co dalej? Za chwilę wybory. Cisną się kolejne pytania. Kto wygra? Czy KOD się rozpadnie? Czy czas na rezygnację? Czy wszystko stracone?
Nie, moi drodzy, z pewnością nie. Jego powstanie, oszałamiający sukces pierwszych demonstracji rozpalił nadzieję setek tysięcy ludzi. Dał impuls do startu rakiecie. Wyzwoloną z tłumów energią oderwał nas od ziemi i uniósł ponad rezygnację i strach.
Niepozorny zdawałoby się tekst Krzysztofa Łozińskiego, i później Mateusz wraz z rosnącą grupą entuzjastów, ten ogromny ruch zainicjowały. To wtedy nieocenioną pracę w naszym regionie wykonała Anka Grzybowska. To napisać musiałem, bo tak było. Potem bywało różnie, raz lepiej raz gorzej. Ludzie się wykruszali, jedni odchodzili, inni się pojawiali, część trwała. Pojawiały się drobne i większe tarcia i zgrzyty, jednak KOD wciąż łączył, nie dzielił. Teraz jest bardzo źle. KOD zaczął dzielić. I to bardzo głęboko.
Wróćmy do naszej rakiety. Choć wciąż lecimy, w członie z napisem KOD zaczyna brakować paliwa. Coś co dawało przyspieszenie, teraz zaczyna działać jak hamulec. Ale dzięki KOD-owi jesteśmy już na orbicie. O tym nie można zapomnieć. Mam nadzieję, że ruch przetrwa te wszystkie zawirowania, że wyjdzie z nich i silniejszy i bardziej uporządkowany. Że uzyska nową energię. W przeciwnym przypadku odpadnie lub zostanie odłączony i podryfuje w przestrzeń.
Nawet jednak gdyby KOD przestał istnieć już dziś, jego rola w naszej najnowszej historii jest ogromna. To KOD nas obudził, oderwał od kranu z ciepłą wodą, umieścił w rakiecie i wyniósł na orbitę. Pamiętajmy o tym.
Wojciech Glinka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz