W miniony piątek, 11 listopada 2016
roku, my - członkowie i sympatycy KODu z Mazur (Giżycko, Gołdap,
Olecko i Ełk) świętowaliśmy Narodowe Święto Niepodległości w
Warszawie. Dla wielu uczestników tego wyjazdu był to kolejny marsz
w stolicy. Tym razem nie chcieliśmy protestować przeciwko
szkodliwej polityce naszego obecnego rządu, nie mieliśmy zamiaru
podkreślać swojego oburzenia i sprzeciwu wobec stylu rządzenia i
nie przestrzeganiu prawa. Dlatego nieśliśmy jedynie flagi i
przypięliśmy do naszych piersi, obok znaczków KODu, kotyliony.
Udaliśmy się do stolicy, aby tam, w
jak największej grupie osób, zamanifestować swoje przywiązanie do
wolności i radość z jej posiadania. Aby poczuć łzy wzruszenia
podczas wspólnie, z tysiącami rodaków, odśpiewanego hymnu
państwowego. Aby dumnie maszerować z polską flagą, uśmiechać
się do nieznajomych, pomachać ludziom pozdrawiających nas z okien
i balkonów, wreszcie wysłuchać mądrych słów o miłości do
Polski zawartych w mistrzowsko zinterpretowanym przez Dorotę
Stalińską wierszu Jonasza Kofty. A na koniec pohasać w radosnych
podskokach przy bitach zespołów: Big Cyc i Oddziału Zamkniętego.
Bo przecież to święto radosne, więc radować się wypada i
należy.
Nie dziwi mnie jednak, że w obecnej
sytuacji społeczno – politycznej wielu ludzi przybyło na marsz,
aby celebrując niepodległość Polski jednocześnie wykrzyczeć
swój niepokój.
„Dajcie ludziom żyć”, „Polska
Niepodległa od prezesa” takie hasła umieściły na swoim banerach
jedne z uczestniczek marszu KOD Niepodległości. Inni uczestnicy
tego marszu podkreślali w przemówieniach i hasłach niesionych na
transparentach jak rozumieją wolność i niepodległość Polski.
Mówili o tym, że chcą Polski wolnej od nacjonalizmu, ksenofobii,
dyktatu religii, arogancji władzy i nienawiści, Polski niepodległej
żadnej partii i partyjnej ideologi, która dzieli społeczeństwo,
prowadzi nasz kraj na manowce, spycha na peryferie Europy i margines
cywilizacyjny.
Prawo Polaków do oficjalnego wyrażania
swojej radości z odzyskania niepodległości 98 lat temu
przechodziło burzliwe dzieje. Od 1989 roku każdy może cieszyć się
nim nieskrępowanie. Tak przynajmniej mówi polskie prawo. Inaczej
twierdzi Młodzież Wszechpolska i ONR, które na długo zawłaszczyła
sobie Narodowe Święto Niepodległości czyniąc z niego okazję do
„narodowej zadymy” z racami, przekleństwami, fruwającymi
kamieniami, paleniem flag sąsiednich narodów i innymi rozbojami.
Spotkaliśmy przedstawicieli tej
„narodowej zadymy” w drodze powrotnej z Warszawy do Gołdapi, gdy
zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji. Widząc nasze znaczki
KODu powitali nas cmokaniem i swoją znaną zaśpiewką „a na
drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, Polska tylko
dla Polaków”. Narobili w tym spokojnym barze hałasu i rabanu
wykrzykując obelgi i pogróżki pod adresem ludzi, których pierwszy
raz widzieli na oczy. Nie reagowaliśmy. Powinniśmy jednak mieć się
na baczności, bo dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, po
przyjechaniu do Gołdapi, że maska samochodu, którym jechaliśmy
posiada dwa głębokie wgniecenia od strony pasażera, których
położenie i kształt w żaden sposób nie da się wytłumaczyć
działaniem przypadkowego kamienia poderwanego przez inny pojazd.
Mariola Zamojska
Fotografie Wojtka Wojtkowskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz