sobota, 9 stycznia 2016

Co w szwedzkich mediach o KODzie piszczy?

Dzisiaj (tak, jak i wczoraj i przedwczoraj i wcześniej) w szwedzkiej prasie ukazał się obszerny artykuł pod tytułem "Manifestacje to obowiązek w czasie, kiedy stawką jest demokracja", na pierwszej stronie głównej gazety. Artykuł rozpoczyna duże zdjęcie, na którym widać Tomasza Lisa wśród tłumów demonstrantów. Tłustym drukiem informują o na dziś zaplanowanych demonstracjach w 17 miastach! Mateusz Kijowski, szef KODu mówi, że ludzie widzą, co się dzieje i rząd wie, że oczy wszystkich są na nich skierowane. Droga będzie jednak długa, jak twierdzi. (czytaj całość)

"WARSZAWA. Protesty przeciw nowym kontrowersyjnym ustawom polskiego rządu rosną. Dziś, w sobotę, odbędą się demonstracje w siedemnastu miastach. - Zwróciliśmy uwagę na to, co się dzieje, a rząd wie, że uwaga wszystkich jest skierowana na niego. Myślę, że to będzie długa walka, mówi Mateusz Kijowski, lider Komitetu Obrony Demokracji. Wszystko idzie szybko, teraz w Polsce, nawet dla 47-letniego Mateusza Kijowskiego. Zaledwie miesiąc temu był nieznanym mężczyzną w tłumie, teraz jest znany w całym kraju, jak w lider KODu, Dziś organizuje demonstracje w Warszawie, i kolejnych szesnastu miastach przeciwko nowej kontrowersyjnej ustawie medialnej, która została zatwierdzona dzień przed nowym rokiem przez większość parlamentarną z Prawa i Sprawiedliwości (PiS) i podpisana w czwartek przez prezydenta Andrzeja Dudę. - Teraz mamy media rządowe, zamiast mediów, które obiektywnie śledzą działania rządu, mówi Mateusz Kijowski, gdy spotkamy się w holu hotelu w Warszawie. On nie ma pojęcia, jak wiele osób przyjeżdża na demonstracje w sobotę do Warszawy.

W pierwszej głównej KOD-demonstracji 12 grudnia uczestniczyło 50 tys. osób. Mateusz Kijowski był oszołomiony, gdy stanął na podwyższeniu i zobaczył tłumy. - Większość z nich to starsi ludzie, którzy pamiętali, jak to było za komuny, mówi. Obawy pojawiły się już w momencie, gdy nowy rząd PiS powstał pod koniec listopada. Widać było już wtedy oznaki przyszłej polityki. Taką oznaką było powołanie Mateusza Kamińskiego na ministra służb bezpieczeństwa. Ten sam Kamiński wiosną 2015 skazany został na trzy lata więzienia za to, że podczas poprzedniego panowania PiS sfabrykował dowody w celu pozbycia się konkurencji. Nowy premier, Beata Szydło, mogła go powołać, gdyż prezydent Duda ułaskawił Kamińskiego. Potem przyszły wydarzenia związane z Trybunałem Konstytucyjnym (TK), gdy prezydent odmówił zaprzysiężenia sędziów mianowanych przez były parlament, podczas gdy PiS rozpoczął rekrutację pięciu swoich sędziów prorządowych.

W Studio Opinia (otwarta debata w sieci) napisał weteran Krzysztof Łoziński, że należy utworzyć komitet do obrony demokracji, tak jak w latach 70. utworzono komitet obrony robotników (KOR) w walce z dyktaturą komunistyczną. Mateusz Kijowski napisał post, na który odpowiedziały masy. Lawina została uruchomiona, zwłaszcza na Facebooku 26 listopada. Kijowski uważa się za nowicjusza na scenie politycznej. Wcześniej działał tylko w Studiu Opinia. - Trudno powiedzieć, gdzie ja się mieszczę na scenie politycznej. To jakiś mix. Urodziłem się katolikiem, jestem liberałem, wykształcenie I -  mówi. Mateusz Kijowski ma długie siwe włosy związane w koński ogon, czerwone oprawki okularów, gdy wychodzimy na mróz otula się pomarańczowym szalikiem. Zaczyna prawie każdą odpowiedź uśmiechem. Śmieje się, oczywiście, kiedy mówi, że jacyś złośliwi ludzie zajęli jego konto na Facebooku i w jego imieniu napisali, że prezes PiS, Jarosław Kaczyński, powinien zostać zastrzelony. Doprowadziło to do dyskusji w Parlamencie i w całej Polsce mówiono, że istnieje coś takiego jak KOD, mówi.

Czym wytłumaczyć oddźwięk na powstanie KOD? - Po upadku komunizmu w 1989 roku, nie działała opieka społeczna. Skoncentrowaliśmy się na gospodarce, a nie na wspólnocie ludzkiej, nie na wyborcach. Działaliśmy w partiach, a ludzie siedzieli w domu i czuli, że coś poszło na opak. KOD spowodował, że ludzie poczuli wspólnotę. - Czy demonstracje miały jakiekolwiek znaczenie? - Rząd nie zmienił swojej linii, ale my obserwujemy co się dzieje, a rząd wie, że ma oczy wszystkich skierowane na siebie. Nie mam pojęcia, co się stanie, myślę, że to wymaga długiej walki, mówi Mateusz Kijowski.

Nowa ustawa medialna, przeciwko której są dzisiejsze demonstracje, daje rządowi o wiele bardziej bezpośredni wpływ na stacje publiczne i agencje prasowa PAP. W związku z tym jak w czwartek prezydent zatwierdził nową ustawę, jego rzeczniczka ogłosiła, że jej celem było, aby media państwowe były bezstronne, obiektywne i wiarygodne. - Obecnie nie są takie, powiedziała. 49-letni Tomasz Lis jest w Polsce najbardziej znanym dziennikarzem. W ciągu 25 lat od upadku komunizmu, Lis został wiodącym dziennikarzem w kraju. Obecnie jest redaktorem naczelnym tygodnika Newsweek Polska, należącym do grupy zagranicznych Springer i Ringier i prowadzi od dawna talk show na kanale TVP (na usługach publicznych) zatytułowany jego własnym nazwiskiem. Ostatni program przed Nowym Rokiem zawierał list otwarty w proteście przeciwko nowej ustawie medialnej. Tomasz Lis jest czerwoną płachtą dla nowego rządu. - Tak, to dlatego, że na nowo definiuje pojęcie obiektywizmu. Można uważać, że partia x zgłosiła dobrą propozycję ustawy, że partia y zgłosiła dobrą propozycję innej ustawy i nadal być obiektywnym. Teraz jest dyskusja wśród dziennikarzy w sobotniej demonstracji, czy też nie. Moja odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. To jest nie tylko prawo. To jest to obowiązek, gdy demokracja jest zagrożona, mówi.

Nowa ustawa medialna to jest tylko pierwszy krok, jest ważna tylko przez sześć miesięcy. Wiosną agencja prasowa PAP, państwowa telewizja i radio zostaną przebudowane. W redakcji Newsweeka jest włączony telewizor i właśnie teraz oglądamy wywiad z nowo mianowanym szefem telewizji, Jackiem Kurskim. On jest teraz lojalnym zwolennikiem PiS. - Znam go od 25 lat. On jest "pieprzonym draniem", ale go lubię. Napisałem do niego i zapytałem, czy mogę zachować mój program, mówi Tomasz Lis, gdy przechodzi obok tv. Mówi, że sytuacja przypomina tę z czasu stanu wojennego w 1982 roku, gdy komuniści rządzili i zażądał przysięgi lojalności od dziennikarzy. Zapytany, czy to nie idzie zbyt daleko, Tomasz Lis wskazuje na prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. - Prezydent Duda to lalka, premier Szydło podobnie. Kaczyński prowadzi kraj bez żadnej odpowiedzialności konstytucyjnej. W żadnej innej demokracji w Europie nie jest tak źle, mówi Lis. Dla Polski jest to najbardziej dramatyczny okres w historii nowożytnej.

Otoczenie międzynarodowe również zareagowało.W następną środę sytuacja w Polsce będzie na porządku obrad Komisji Europejskiej, a w następnym tygodniu Parlament UE zbiera się w celu omówienia sytuacji w tym tak dużym i ważnym kraju. Z perspektywy rządu uważa się, że on ma pewne prawo do działania przeciwko temu, co nazywa przekłamaniem obecnych mediów. Minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski, powiedział niedawno w oświadczeniu w często cytowanym wywiadzie, że media chcą przerobić Polaków na rowerowych wegetarian, którzy sprzeciwiają się jakiejkolwiek formie religii. - Powiedzenie, że się jest rowerowym wegetarianinem, stało się żartem w ostatnich dniach, mówi Jarosław Włodarczyk, śmiejąc się. Jest przewodniczącym Polskiego Press Club, stowarzyszenia dla każdego, kto kto jest za wolnością słowa i różnorodnością. To może wydawać się oczywiste, że klub powinien poprzeć sobotnie demonstracje. Tak jednak nie jest. Jarosław Włodarczyk mówi, że PiS teraz robi to samo, co w poprzedniej kadencji robiła liberalna partia konserwatywna PO. Panowanie nad mediami jest jakby nagrodą dla zwycięzcy w wyborach. Jarosław Włodarczyk mówi, że jedyną różnicą jest to, że PiS nawet nie zadało sobie trudu, aby to zrobić w elegancki sposób. Mówi, że takie zachowanie jest dziedzictwem z czasów PRL. Instytucja taka jak BBC nigdy nie mogłaby działać w Polsce. - W BBC działają nie tylko te napisane, ale także niepisane zasady o tym, co się robi, a czego nie, mówi. Jarosław Włodarczyk mówi też, że klub będzie działał jako agencja opiniująca, jeśli rząd o to poprosi. Media publiczne muszą być zrekonstruowane, częściowo dlatego, że finansowanie nie działa, tylko nieliczni abonement. Jarosław Włodarczyk mówi, że słyszał pogłoski o tym, że wszyscy dziennikarze zostaną wyrzuceni i że tylko najbardziej lojalnym zaproponuje się z powrotem pracę. - Jeśli zaczyna się usuwać krytycznych dziennikarzy, to stanie się to niebezpieczne i my musimy protestować, mówi Jarosław Wlodraczyk."

Ania Bojarska
(korespondencja ze Szwecji)

Brak komentarzy: