Autorytaryzm pociąga (niektórych), bo wydaje się, że decyzje szybciej będą podejmowane. I teraz są. Myśli prezes a cała reszta wiernie wykonuje. Bez refleksji, bez dyskusji. Stare przysłowie mówi "trzy razy pomyśl zanim raz coś zrobisz." Właśnie z tego powodu demokracja jest sprawniejsza niż autorytaryzm. Pozwala na namysł, dyskusję, zastanowienie się. Decyzje co prawda powstają dłużej, ale za to są trwalsze, sensowniejsze, mądrzejsze.
Efektem dwuletniej kadencji PiS jest... praktyczny brak sojuszników Polski. Ze wszystkimi sąsiadami jesteśmy skłóceni. Na początku była tylko histeria antyrosyjska (beż żadnego pomysłu i planu), potem doszła antyniemieckość, antyeuropejskość, antyukraińskość. Nawet Węgry są wątpliwym i niepewnym sojusznikiem. Co można zyskać w walce na wszystkie fronty? Teraz rozpoczęła się kampania antyizraelska i antyamerykańska. I nie wynika to z jakiejś zaplanowanej strategii, to efekt partaczenia i bubli (efekt misiewiczów). Tak jakoś wyszło... Bo kadry są przypadkowe.
W systemie autorytarnym (w jakim niewątpliwie jesteśmy) liczy się wierność i posłuszeństwo, nadsłuchiwanie co zadowoli "króla". Do głosu dochodzą przede wszystkim koniunkturaliści i miernoty wszelkiej maści. Bo główną zaletą jest "być wiernym i lojalnym". Kwitnie więc nepotyzm, korupcja i nieudacznictwo. Tak jest zawsze w systemie autorytarnym, nie tylko teraz.
Walka ze wszystkimi, najpierw z wyimaginowanymi wrogami w kraju: z wdowami ubeckimi, drugim sortem, komuną i czym tam jeszcze (kto spamięta te obraźliwe sformułowania). Teraz systematycznie dołączają inni. Wrogiem jest już każdy: studenci-obcokrajowcy z Erasmusa, ukraińscy pracownicy, czeczeńskie kobiety i dzieci, uchodźcy, polskie rodziny wielokulturowe, muzułmanie, polscy Tatarzy, zagraniczni lekarze, naukowcy, pracownicy zagranicznych korporacji czy kebabów a nawet osoby z innego miasta czy osiedla! Nie mówiąc o kibicach innego klubu. Wróg to wróg. Się nie myśli, się działa....
Zaletą systemów demokratycznych jest trójpodział władzy i dyskusja, przekonywanie. Z dyskusji rodza się mądre decyzje. Tego nam teraz brakuje. Bardzo brakuje.
Na koniec cytat z wywiadu z Robertem Makłowiczem:
"Miałem wiele zastrzeżeń do tego, co się tu działo po 1989 roku, ale atmosfera teraz wydaje mi się wyjątkowo duszna. Nobilitowanie kiboli i narodowców na prawdziwych patriotów jest rzeczą nie do zniesienia dla człowieka myślącego, dla człowieka, który wie, że kuchnia jest systemem naczyń połączonych. I ta epatacja wszystkim, co narodowe… Naprawdę, to tak jakbyśmy mieli zachwiane poczucie własnej wartości. Ja go nie mam – mówi Robert Makłowicz. (...)
Jesteśmy narodem chłopskim, który udaje naród szlachecki. Mówimy do siebie per "pan", "pani", czego poza Czechami żaden naród słowiański nie robi. (...)
Tylko na krótką metę można rządzić ludźmi, wywołując w nich poczucie lęku. A poczucie lęku u ludzi niewykształconych prowadzi do tego, że się krzywdzi najwierniejszych synów tej ziemi. Polscy Tatarzy jeszcze w dwudziestoleciu mieli swoją formację jazdy w Wojsku Polskim, oddawali swe życie za ojczyznę – pod Orłem Białym, ale też proporczykami z półksiężycem i gwiazdą. I teraz, na fali tego zidiocenia, jakiś debil wrzuca im świńskie łby do meczetu. Byłem jesienią na uroczym przyjęciu w Kruszynianach. Uczestniczyło w nim kilkadziesiąt osób, z żoną byliśmy tam niemal jedynymi rzymskimi katolikami – wśród prawosławnych i muzułmanów. Czy to nie byli Polacy?" [wytłuszczenia S.Cz.]
źródło: https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/robert-maklowicz-czy-to-nie-byli-polacy-dostalbym-w-ryj-gdybym-sie-ich-spytal/cx87jhf
Szyby już wybijają kamieniami... Co będzie dalej?
Stanisław Czachorowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz