Tak się zastanawiam, już na spokojnie i bez emocji. Jeśli oficjalne dane potwierdzą informację o tak dużym zwycięstwie Orbana, jeśli przyjmiemy założenie, że wybory przeprowadzono uczciwie, a głosy policzono rzetelnie, to jaki obraz Węgrów nam się wyłania? Przy tak dużej, ponad 70 – procentowej frekwencji naród węgierski demokratycznie uznał program partii Fidesz za najwłaściwszy i najsłuszniejszy. To znaczy, że wygrała tęsknota za „zamordyzmem”, rządami autorytarnymi, władzą, która ingeruje we wszystkie możliwe sfery życia swoich obywateli. Nie da się dyskutować o łamaniu zasad demokracji, o odejściu w inny wymiar polityczny, tak bardzo przypominający Węgry sprzed 1989 roku, z narodem, który tego właśnie chce.
Siła rzeczy rośnie niepokój o naszą, polską przyszłość. Dopóki mam przekonanie, że zwycięstwo PiS to zasługa przede wszystkim tych, którzy do urn wyborczych nie poszli. Dopóki wierzę, że to pewnego rodzaju „wypadek przy pracy”, umiejętne wykorzystanie błędów PO i emocji Polaków przez posła K. i spółkę, wciąż mogę mieć nadzieję, że Polska nie stanie się kolejnymi Węgrami.
A co, jeśli się mylimy? Jeśli przeciętny Polak, również ten obojętny politycznie, stawia na gorszą wersję Orbana, bo teraz mu się żyje spokojniej, dostaje więcej kasy, a do tego niesamowicie trafia do niego populizm, w którym PiS osiągnął mistrzostwo?
Czy wyobrażacie sobie, że to u nas ponad 70% bierze udział w wyborach i ...PiS znowu wygrywa? Dla mnie taka wizja to po prostu koszmar. Koszmar, ale byłaby to też porażka działań opozycji politycznej oraz obywatelskiej. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Nie potrafimy się dogadać, osoby tzw. decyzyjne dość szybko zamknęły się w świecie swoich wizji i są głuche oraz ślepe na prawdy tych, co to do kółka nie należą. Kiedy kolejny już raz czytam o powstaniu jakiejś tam koalicji, o kolejnych inicjatywach, by wspólnie i razem, to, przepraszam, ale pusty śmiech mnie ogarnia. Który to już raz?
Kiedy dociera do mnie informacja o wielkim „zwycięstwie”, bo wreszcie koniec z miesięcznicami smoleńskimi to ręce mi opadają. Pamiętam dobrze słowa posła K. sprzed kilku lat, że miesięcznice zakończy postawienie pomnika, co właśnie się zadziało, więc… czyje to niby zwycięstwo?
Nie jestem alfą i omegą, mam prawo się mylić, jednak… to chyba nie tak powinno wyglądać. „Moja prawda”, „moje ego”, blask fleszy, inicjatywy przerwane zanim choć częściowo zrealizowane, jakieś wewnętrzne tarcia, rozgrywki personalne, walka o własną wizję i rację.
Jak to jest możliwe, że KOD jako największy ruch obywatelski staje się coraz bardziej marginesem opozycji? Są regiony, gdzie ludzie nie chcą już firmować swoich działań pod szyldem KOD-u, bo uważają, że to odpycha a nie przyciąga. Jak to możliwe, że po ponad roku wciąż nie udało się podreperować wizerunku, uwiarygodnić, stworzyć dobrej strategii?
Dlaczego nie udało stworzyć się wspólnego bloku z innymi organizacjami obywatelskimi, by stać się rzeczywistą siłą? Obrażamy się na siebie, usiłujemy ustawić partie „po naszemu”, nie rozumiejąc, że partia to konkretni ludzie, z konkretnymi poglądami, a tego przeskoczyć się nie da. Nie szanujemy siebie wzajemnie, patrzymy krzywym okiem i próbujemy wręcz niszczyć tych, którzy myślą inaczej. Nie rozmawiamy ze sobą, ale warczymy, a nasz język idealnie mieści się w tak modnej obecnie retoryce pełnej agresji, złośliwości i często wręcz chamstwa.
Czy taka opozycja jest w stanie odebrać PiS-owi kolejne zwycięstwo? Tym bardziej w sytuacji, gdy partia posła K. ma w swoich rękach praktycznie wszystkie narzędzia, które pomogą jej wygrać? Czy taka opozycja, tak bardzo zapatrzona w siebie i sobą zachwycona, może przekonać Polaków, że drugie Węgry to dla nas tragedia i powrót do czasów, o których najchętniej byśmy zapomnieli?
Przepraszam, ale po zwycięstwie Orbana miotają mną najczarniejsze myśli, do których dochodzi narastający brak wiary w nas. Źle powiedziałam… wciąż mam mnóstwo wiary w te „mróweczki”, które nie bacząc na nic, zasuwają ostro, ale osiągam poziom zerowy jeśli chodzi o zaufanie do tych, którzy powinni swoją wiedzą, umiejętnościami, kompetencjami poprowadzić nas ku przegranej PiS-u. Mam tutaj na myśli liderów wszystkich ugrupowań, którzy zamykają się w swoim matrixie i wciąż tak, jakby nie rozumieli, o co tak naprawdę toczy się ta gra.
Czas wreszcie dorosnąć, zmienić priorytety, przestawić się z myślenia w kategorii „ja” na myślenie o Polsce...
Tamara Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz