20 grudnia 2017 roku Komisja Europejska po raz pierwszy zdecydowała się uruchomić wobec jednego z państw członkowskich UE tzw. "opcję atomową". Państwem tym, niestety, jest Polska, a związane jest to z "reformą" sądownictwa wykonaniu PiS, która z reformą niewiele ma wspólnego, a dużo z przekształcaniem niezależnego sądownictwa w sądownictwo podporządkowane polityką Jedynej Słusznej Partii. Na wzór wypróbowany przez inną nieco "jedyną słuszną partię" przed '89 rokiem.
Drugą reakcją polityków PiSu na tę wiadomość- zaraz po pierwszej którą było zrzucanie winy na opozycje i nazywanie decyzji "polityczną, nie merytoryczną", bo przecież w Polsce praworządność nie jest zagrożona- było przekonywanie wszystkich, że "Polacy, nic się nie stało" i sankcje nam nie grożą. Bo mamy sojusznika w Victorze Orbanie, a nałożenie sankcji wymaga jednomyślności w Radzie UE. Więc spokojnie, sankcji nie będzie, Węgry są po naszej stronie.
I tak się tylko zastanawiam czy przypadkiem wszyscy w PiSie zapomnieli już o głosowaniu na szczycie UE w marcu 2017 roku nad wyborem przewodniczącego Rady Europejskiej. Prezes i Spółka zapomnieć o tym głosowaniu by zapewne chcieli, ale czy naprawdę mają aż taką krótką pamięć? Cóż, nawet jak amnezja rzeczywiście im doskwiera to tak się składa że ja pamiętam te wypowiedzi pisowskich polityków, jak to Węgry poprą Polskę i Saryjusza- Wolskiego, jak to Wielka Brytania podobno też miała się do tego szanownego grona przyłączyć. I co? I nic, zostaliśmy sami. Bo ani w interesie Węgier, ani Wielkiej Brytanii nie było głosowanie tak jak sobie Prezes wymarzył.
Czy będzie zaś w interesie Victora Orbana głosowanie za Polską jeśli rzeczywiście dojdzie do głosowania w Radzie UE nad sankcjami dla Polski? Cóż, myślę że warto się przy odpowiedzi na to pytanie zastanowić kto ma więcej Węgrom do zaoferowania: Bruksela czy Warszawa? Bo w to że Orban będzie kierował się przy podejmowaniu decyzji interesem nie Polski a Węgier nie mam najmniejszych wątpliwości. W to z kim mu będzie korzystniej trzymać też niezbyt wielkich.
Jest jeszcze inny, całkiem ciekawy aspekt tej sprawy. PiS dużo mówi o suwerenności Polski, odmienia "suwerenność" przez wszystkie przypadki i deklaruje że będzie tej suwerenności bronił. Czasem nie za bardzo wiadomo przed kim, ale będzie. I teraz tak sobie myślę, czy stawianie naszego kraju w sytuacji jak ma się do tej walki o suwerenności stawianie nas w pozycji, w której jesteśmy zależni od przywódcy jednego europejskiego kraju. Bo przecież Orban jakby nie patrzeć będzie miał nas w szachu i będzie mógł nam dyktować warunki, stawiając ultimatum w postaci głosu Węgier w Radzie UE. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której bardziej jesteśmy od kogoś uzależnieni. Od jednego przywódcy jednego kraju, który nawet jeśli zagłosuje przeciwko sankcjom, to nie za darmo. A cena, biorąc pod uwagę że będziemy pod ścianą, raczej niska nie będzie. Bo i czemu miałby być? PiS sam oddaje teraz Polskę w ręce Orbana jako piękny, gwiazdkowy prezent.
I jeszcze jedna uwaga na zakończenie- czy ktoś naprawdę uważa że nawet jeśli zapłacimy Węgrom żeby uratowały nas przed oficjalnymi sankcjami, za politykę PiSu nie zapłacimy? W UE negocjuje się wiele rzeczy bezpośrednio lub pośrednio dotykających kraje członkowskie, jak choćby podział środków w unijnym budżecie. I tak się składa że za każdym razem jak Polska chce coś na forum UE uzyskać, musi do swoich pomysłów kogoś przekonać. A im bardziej PiS pozycję Polski w UE osłabia, tym trudniej będzie nam uzyskać korzystne dla nas rozwiązania. Oficjalnie sankcje wcale nie muszą zostać uruchomione, a my i tak za błędy PiSU zapłacimy. Najgorsze jest zas to że zapłacimy właśnie my, Polacy, nie zaś Prezes i Spółka. Oni tylko zepchną nas na margines unijnej polityki. Właściwie to już zepchnęli.
Marta Kamińska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz