niedziela, 8 maja 2016

Czy może istnieć chrześcijański nacjonalizm?

Na fali ostatnich wydarzeń w Polsce, począwszy od Marszu Niepodległości w 2015 roku ze słynnym już wystąpieniem ks. Jacka Międlar po ostatnie obchody 82 rocznicy powstania ONR w Białymstoku, postanowiłam postawić sobie tytułowe pytanie: czy coś takiego jak „chrześcijański nacjonalizm” może w ogóle istnieć? A jeżeli istnieje, to czym w takim razie jest? I jak jego istnienie (lub nieistnienie) przekłada się na to, co dzieje się w Polsce?

Ponieważ rozsądne wydaje się zaczęcie od wyjaśnienia podstawowych pojęci postanowiłam rozpocząć od sprawdzenia tego co wiem (i tego czego nie wiem) o samym nacjonalizmie jako takim. W tej sytuacji postanowiłam „wygooglować” sobie termin nacjonalizm (Internet jednak ułatwia życie) W ten sposób otrzymałam takie oto definicje nacjonalizmu:
  1. postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze polityki; nacjonalizm uważa interes własnego narodu za nadrzędny wobec interesu jednostki, grup społecznych, czy społeczności regionalnych. Uznaje naród za najwyższego suwerena państwa, a państwo narodowe za najwłaściwszą formę organizacji społeczności, złączonej wspólnotą pochodzenia, języka, historii i kultury; nacjonalizm przedkłada interesy własnego narodu nad interesami innych narodów, zarówno wewnątrz kraju (mniejszości narodowe lub etniczne) jak i na zewnątrz (narody sąsiednie);
  2. ideologia i ruch polityczny, a także postawa społeczno-polityczna podporządkowująca interesy innych narodów celom własnego; według tej ideologii wszelkie działania polityczne podejmowane są w celu podniesienia siły własnego narodu, a także oceniane przez pryzmat jego dobra i interesów;
  3. przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki, połączone z nakazem przedkładania solidarności narodowej nad wszelkie inne związki i zobowiązania oraz wszystkiego, co narodowe, nad to, co cudzoziemskie lub kosmopolityczne; ideologia polityczna, wg której podstawowym zadaniem państwa jest obrona interesów narodowych, a jego zasięg terytorialny winien odpowiadać obszarom zamieszkanym przez dany naród.
Zarówno z powyższych definicji, jak i z informacji czerpanych z mediów, w tym wypowiedzi osób które same siebie nazywają nacjonalistami, wychodzi mi, że doktryna nacjonalizmu zakłada prymat jednego narodu (tego mojego) nad innymi oraz pierwszeństwo interesów wybranego narodu nad interesami pozostałych. Co więcej wychodzi mi że interes narodu jest ważniejszy niż interes poszczególnych jednostek, bez względu na to czy się do tego narodu zaliczają czy też nie. (jeśli coś pokręciłam to proszę mnie poprawić)

No to teraz czas na zajęcie się przymiotnikiem „chrześcijański” Z tym będzie łatwiej o tyle, że o ile nigdy nie utożsamiałam się z ideologia nacjonalistyczną, to już z chrześcijaństwem jak najbardziej. Pozwolę więc sobie tym razem nie uciekać się do definicji znalezionych w Internecie, ale na użytek powyższego artykułu podać własną. A ponieważ dla mnie „chrześcijanin” to przede wszystkim człowiek uznający Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela i starający się kierować w życiu Jego nauką, przymiotnik „chrześcijański” odniosłabym do tych haseł, idei i postulatów które zgodne są z nauką Jezusa zawarta w Piśmie Świętym. (po raz kolejny, jeśli ktoś uważa że powyższa definicja w żadnym razie nie przystaje do rzeczywistości proszę o komentarz)

I tak dochodzimy do tego czy hasła głoszone przez nacjonalistów pozostają w zgodzie z nauką zawartą w Biblii. I tutaj, żeby nie było że na własny użytek próbuję sobie coś przekręcić, postanowiłam podeprzeć się kilkoma cytatami z Pisma Świętego:

Dz 10, 34- 35: „(…)Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie.”

1 Kor 12, 12- 13: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem.”

Ef 2, 13- 19: „Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch [rodzajów ludzi] stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca. A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga”

Mt 28, 19: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.”

J 3, 15-17: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”

Iz 49, 6: „A mówił: «To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi»”

W zw. powyższym rysuje mi się obraz Boga, który troszczy się o każdego człowieka. Boga, który swoje zbawienie objawił wszystkim narodom, nie czyniąc między nimi żadnej różnicy. Boga, którego miłość nie zważa na przynależność państwową. A co z moim obrazem, z obrazem chrześcijanina który ma podążać śladami Jezusa? Czy mogę być chrześcijaninem i jednocześnie wykrzykiwać: „Śmierć wrogom Ojczyzny”? Czy mogę być chrześcijaninem jeśli chce „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” z Polski wypędzić? Czy mogę być chrześcijaninem jeśli uważam że w moim kraju nie ma miejsca dla Żydów, wyznawców Islamu, ludzi inaczej myślących niż ja? Czy mogę nazywać siebie chrześcijaninem i twierdzić że mój naród jest lepszy lub ważniejszy niż inne?

Jeżeli Bóg, którego nazywam Ojcem, „Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J, 3, 15) to czy ja nie powinnam na każdego, bez względu na jego/jej narodowość, spoglądać jak na brata czy siostrę tworzących wraz ze mną jedną rodzinę dzieci Bożych? Jeżeli Jezus przez swoją śmierć na krzyżu pojednał wszystkich ludzi z Bogiem, to czy wolno mi, jako Jego uczennicy, spoglądać na kogokolwiek: Syryjczyka, Niemca, Francuza jak na kogoś gorszego, skoro mój Pan i Zbawiciel za nich przelał swoją krew? Czy skoro Jeden Duch napełnia tak samo serca wszystkich, którzy przyjęli chrzest i uwierzyli w Ewangelię, czy to Żydów czy Greków, Polaków czy obcokrajowców, to czy nie powinnam na drugiego człowieka patrzeć jak na takiego samego jak ja pielgrzyma w drodze do wspólnej Ojczyzny w niebie. I najważniejsze pytanie: czy wolno mi dalej nazywać siebie chrześcijaninem jeśli nie tylko czynię inaczej, ale jeszcze głośno zachęcam do tego innych? W końcu jak mówi Pismo: Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. (1 J 4, 20- 21)

Wracając do tytułowego pytania- pamiętacie z lekcji języka polskiego takie pojęcie jak oksymoron? Dla tych co nie pamiętają jest to zestawienie dwóch wyrazów o przeciwnych znaczeniach (jak np. gorący lód czy sucha woda) Dla mnie takim właśnie oksymoronem jest chrześcijański nacjonalizm. Określenie jako „chrześcijańska” jakiejkolwiek doktryny która dopuszcza lub zakłada inne traktowanie ludzi ze względu na przynależność narodową, państwową, wyznawane poglądy jest, moim zdaniem, zaprzeczaniem idei chrześcijaństwa i przesłania Ewangelii. Ewangelii o tym, że Bóg kocha każdego człowieka, bez względu na to kim jest i jaki jest, bo liczy się tylko to że został stworzony z Miłości, przez Miłość i dla Miłości.

Rozpisałam się, więc bardzo krótko jeszcze tylko pozwolę sobie odnieść się do tego co się ostatnio w Polsce dzieje. Z jednej strony bardzo ucieszyła mnie wypowiedź abp Stanisława Gądeckiego, w której stwierdził że „Patriotyzm to uczucie, którym kochamy naszych bliskich, ale nie nienawidząc innych. Patriotyzm zdrowy i normalny to taki, w którym człowiek kocha swoją rodzinę, ale przenosi tę miłość szerzej. Nacjonalizm jest przeciwieństwem: kochaniem swoich, przy nienawiści do obcych. Ci ludzie powołują się na słowa "Bóg, honor, ojczyzna", lżąc te hasła. W nacjonalizmie te słowa zamienione są w bluźnierstwo, bo obcego, z innej nacji, próbuje tratować jako niewolnika. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem” oraz „Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej” Pozwala mi to żywić nadzieję że nie tylko mnie próba ubierania nacjonalizmu w chrześcijański przyodziewek razi. Z drugiej absolutnie nie rozumiem tego, dlaczego pozwala się aby takie sytuacje jak choćby świętowanie ONR w białostockiej katedrze w ogóle miały miejsce. Pomijając wszystko inne, zachowania te budują całkiem inną wizję chrześcijaństwa niż ta, która wynika z nauczania Jezusa, odciągają ludzi od wiary i od Kościoła. Są zaprzeczeniem tej misji, którą powierzył nam Zbawiciel gdy polecił uczniom głosić Ewangelię wszystkim ludziom. Kościół ma głosić Ewangelię, głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Nie polityczną ideologię z którą nauki Jezusa nie sposób pogodzić.

Marta Kamińska 

Brak komentarzy: