Na fali ostatnich
wydarzeń w Polsce, począwszy od Marszu Niepodległości w 2015 roku
ze słynnym już wystąpieniem ks. Jacka Międlar po ostatnie obchody
82 rocznicy powstania ONR w Białymstoku, postanowiłam postawić
sobie tytułowe pytanie: czy coś takiego jak „chrześcijański
nacjonalizm” może w ogóle istnieć? A jeżeli istnieje, to czym w
takim razie jest? I jak jego istnienie (lub nieistnienie) przekłada
się na to, co dzieje się w Polsce?
Ponieważ rozsądne
wydaje się zaczęcie od wyjaśnienia podstawowych pojęci
postanowiłam rozpocząć od sprawdzenia tego co wiem (i tego czego
nie wiem) o samym nacjonalizmie jako takim. W tej sytuacji
postanowiłam „wygooglować” sobie termin nacjonalizm (Internet
jednak ułatwia życie) W ten sposób otrzymałam takie oto definicje
nacjonalizmu:
- postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze polityki; nacjonalizm uważa interes własnego narodu za nadrzędny wobec interesu jednostki, grup społecznych, czy społeczności regionalnych. Uznaje naród za najwyższego suwerena państwa, a państwo narodowe za najwłaściwszą formę organizacji społeczności, złączonej wspólnotą pochodzenia, języka, historii i kultury; nacjonalizm przedkłada interesy własnego narodu nad interesami innych narodów, zarówno wewnątrz kraju (mniejszości narodowe lub etniczne) jak i na zewnątrz (narody sąsiednie);
- ideologia i ruch polityczny, a także postawa społeczno-polityczna podporządkowująca interesy innych narodów celom własnego; według tej ideologii wszelkie działania polityczne podejmowane są w celu podniesienia siły własnego narodu, a także oceniane przez pryzmat jego dobra i interesów;
- przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki, połączone z nakazem przedkładania solidarności narodowej nad wszelkie inne związki i zobowiązania oraz wszystkiego, co narodowe, nad to, co cudzoziemskie lub kosmopolityczne; ideologia polityczna, wg której podstawowym zadaniem państwa jest obrona interesów narodowych, a jego zasięg terytorialny winien odpowiadać obszarom zamieszkanym przez dany naród.
Zarówno z powyższych
definicji, jak i z informacji czerpanych z mediów, w tym wypowiedzi
osób które same siebie nazywają nacjonalistami, wychodzi mi, że
doktryna nacjonalizmu zakłada prymat jednego narodu (tego mojego)
nad innymi oraz pierwszeństwo interesów wybranego narodu nad
interesami pozostałych. Co więcej wychodzi mi że interes narodu
jest ważniejszy niż interes poszczególnych jednostek, bez względu
na to czy się do tego narodu zaliczają czy też nie. (jeśli coś
pokręciłam to proszę mnie poprawić)
No to teraz czas na
zajęcie się przymiotnikiem „chrześcijański” Z tym będzie
łatwiej o tyle, że o ile nigdy nie utożsamiałam się z ideologia
nacjonalistyczną, to już z chrześcijaństwem jak najbardziej.
Pozwolę więc sobie tym razem nie uciekać się do definicji
znalezionych w Internecie, ale na użytek powyższego artykułu podać
własną. A ponieważ dla mnie „chrześcijanin” to przede
wszystkim człowiek uznający Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i
Zbawiciela i starający się kierować w życiu Jego nauką,
przymiotnik „chrześcijański” odniosłabym do tych haseł, idei
i postulatów które zgodne są z nauką Jezusa zawarta w Piśmie
Świętym. (po raz kolejny, jeśli ktoś uważa że powyższa
definicja w żadnym razie nie przystaje do rzeczywistości proszę o
komentarz)
I tak dochodzimy do tego
czy hasła głoszone przez nacjonalistów pozostają w zgodzie z
nauką zawartą w Biblii. I tutaj, żeby nie było że na własny
użytek próbuję sobie coś przekręcić, postanowiłam podeprzeć
się kilkoma cytatami z Pisma Świętego:
Dz 10, 34- 35:
„(…)Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na
osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i
postępuje sprawiedliwie.”
1 Kor 12, 12- 13:
„Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu
członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne,
stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy
bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno
Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni.
Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem.”
Ef 2, 13- 19: „Ale
teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko,
staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym
pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością,
bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. W swym ciele pozbawił
On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch
[rodzajów ludzi] stworzyć w sobie jednego nowego człowieka,
wprowadzając pokój, i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów
pojednać z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy
śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój wam,
którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko, bo przez Niego
jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca. A więc nie
jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście
współobywatelami świętych i domownikami Boga”
Mt 28, 19: „Idźcie
więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego.”
J 3, 15-17: „Tak bowiem
Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby
każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat
potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”
Iz 49, 6: „A mówił:
«To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń
Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię
światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi»”
W zw. powyższym rysuje
mi się obraz Boga, który troszczy się o każdego człowieka. Boga,
który swoje zbawienie objawił wszystkim narodom, nie czyniąc
między nimi żadnej różnicy. Boga, którego miłość nie zważa
na przynależność państwową. A co z moim obrazem, z obrazem
chrześcijanina który ma podążać śladami Jezusa? Czy mogę być
chrześcijaninem i jednocześnie wykrzykiwać: „Śmierć wrogom
Ojczyzny”? Czy mogę być chrześcijaninem jeśli chce „raz
sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” z Polski wypędzić? Czy
mogę być chrześcijaninem jeśli uważam że w moim kraju nie ma
miejsca dla Żydów, wyznawców Islamu, ludzi inaczej myślących niż
ja? Czy mogę nazywać siebie chrześcijaninem i twierdzić że mój
naród jest lepszy lub ważniejszy niż inne?
Jeżeli Bóg, którego
nazywam Ojcem, „Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy,
kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J, 3,
15) to czy ja nie powinnam na każdego, bez względu na jego/jej
narodowość, spoglądać jak na brata czy siostrę tworzących wraz
ze mną jedną rodzinę dzieci Bożych? Jeżeli Jezus przez swoją
śmierć na krzyżu pojednał wszystkich ludzi z Bogiem, to czy wolno
mi, jako Jego uczennicy, spoglądać na kogokolwiek: Syryjczyka,
Niemca, Francuza jak na kogoś gorszego, skoro mój Pan i Zbawiciel
za nich przelał swoją krew? Czy skoro Jeden Duch napełnia tak samo
serca wszystkich, którzy przyjęli chrzest i uwierzyli w Ewangelię,
czy to Żydów czy Greków, Polaków czy obcokrajowców, to czy nie
powinnam na drugiego człowieka patrzeć jak na takiego samego jak ja
pielgrzyma w drodze do wspólnej Ojczyzny w niebie. I najważniejsze
pytanie: czy wolno mi dalej nazywać siebie chrześcijaninem jeśli
nie tylko czynię inaczej, ale jeszcze głośno zachęcam do tego
innych? W końcu jak mówi Pismo: „Jeśliby ktoś
mówił: «Miłuję Boga»,
a brata swego nienawidził,
jest kłamcą, albowiem kto
nie miłuje brata swego,
którego widzi, nie może
miłować Boga, którego
nie widzi. Takie zaś
mamy od Niego przykazanie,
aby ten, kto miłuje
Boga, miłował też i
brata swego.” (1 J 4, 20- 21)
Wracając do tytułowego
pytania- pamiętacie z lekcji języka polskiego takie pojęcie jak
oksymoron? Dla tych co nie pamiętają jest to zestawienie dwóch
wyrazów o przeciwnych znaczeniach (jak np. gorący lód czy sucha
woda) Dla mnie takim właśnie oksymoronem jest chrześcijański
nacjonalizm. Określenie jako „chrześcijańska” jakiejkolwiek
doktryny która dopuszcza lub zakłada inne traktowanie ludzi ze
względu na przynależność narodową, państwową, wyznawane
poglądy jest, moim zdaniem, zaprzeczaniem idei chrześcijaństwa i
przesłania Ewangelii. Ewangelii o tym, że Bóg kocha każdego
człowieka, bez względu na to kim jest i jaki jest, bo liczy się
tylko to że został stworzony z Miłości, przez Miłość i dla
Miłości.
Rozpisałam się, więc
bardzo krótko jeszcze tylko pozwolę sobie odnieść się do tego co
się ostatnio w Polsce dzieje. Z jednej strony bardzo ucieszyła mnie
wypowiedź abp Stanisława Gądeckiego, w której stwierdził że
„Patriotyzm to uczucie, którym kochamy naszych bliskich, ale nie
nienawidząc innych. Patriotyzm zdrowy i normalny to taki, w którym
człowiek kocha swoją rodzinę, ale przenosi tę miłość szerzej.
Nacjonalizm jest przeciwieństwem: kochaniem swoich, przy nienawiści
do obcych. Ci ludzie powołują się na słowa "Bóg, honor,
ojczyzna", lżąc te hasła. W nacjonalizmie te słowa
zamienione są w bluźnierstwo, bo obcego, z innej nacji, próbuje
tratować jako niewolnika. To nie ma nic wspólnego z
chrześcijaństwem” oraz „Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest
bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego
dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako
miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo
prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości
społecznej” Pozwala mi to żywić nadzieję że nie tylko mnie
próba ubierania nacjonalizmu w chrześcijański przyodziewek razi. Z
drugiej absolutnie nie rozumiem tego, dlaczego pozwala się aby takie
sytuacje jak choćby świętowanie ONR w białostockiej katedrze w
ogóle miały miejsce. Pomijając wszystko inne, zachowania te budują
całkiem inną wizję chrześcijaństwa niż ta, która wynika z
nauczania Jezusa, odciągają ludzi od wiary i od Kościoła. Są
zaprzeczeniem tej misji, którą powierzył nam Zbawiciel gdy polecił
uczniom głosić Ewangelię wszystkim ludziom. Kościół ma głosić
Ewangelię, głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Nie polityczną
ideologię z którą nauki Jezusa nie sposób pogodzić.
Marta Kamińska
Marta Kamińska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz