Zamierzam wygłosić bardzo kontrowersyjny pogląd.
19 października na Placu Defilad w Warszawie podpalił się człowiek. Zostawił w pobliżu list, w którym wyjaśniał przyczyny swojego zachowania, wskazując na działania obecnej władzy. W 15 punktach wskazał przypadki deptania prawa, w tym Konstytucji, likwidację demokratycznych instytucji i ogólną pogardę włądzy wobec obywateli.
Po tym wydarzeniu część opozycji- w tym działaczy KOD - okrzyknęła pana Piotra bohaterem i szeroko rozpisywała się o jego heroizmie. I tu dochodzimy do mojego kontrowersyjnego poglądu - mianowicie takiego że osobiście nie uważam tego co zrobił pan Piotr za przejaw bohaterstwa i jestem przeciwna próbom wykorzystania tej tragedii w ramach obecnej politycznej walki w Polsce.
Nie dlatego że nie zgadzam się z zawartymi przez pana Piotra w liście tezami. Wręcz przeciwnie, uważam że dokonał on jak najbardziej prawidłowej oceny obecnej sytuacji politycznej w Polsce i słusznie wytknął pisowskiej władzy łamanie Konstytucji oraz niszczenie państwa prawa i demokracji.
Nie zgadzam się ponieważ nazwanie działania pana Piotra bohaterstwem znaczyło by, że jest to postawa którą afirmuję, podziwiam, która moim zdaniem jest ze wszech miar słuszna. Która stanowi- być może niedościgniony dla wielu - wzór postępowania. Jest pewnym ideałem, do którego powinnam i ja i inni ludzie dążyć. Jest przykładem, który powinno się naśladować.
A tak bynajmniej nie jest.
To co stało się 19 października przed Pałacem Kultury i Nauki jest bardzo smutne i tragiczne, ale dla mnie nie jest przykładem heroizmu ale desperacji.
Jakiś czas temu, w trakcie dyskusji o Łańcuchu Światła, w jednym z komentarzy od wydarzeniem w Olsztynie z 1 października napisałam że nie można żyć i walczyć o demokrację bez nadziei. Nie wiedziałam, że jak szybo i tak bardzo te słowa okażą się prawdziwe.
Gdy myślę o geście pana Piotra to przede wszystkim widzę człowiek który utracił nadzieję. Nadzieję na to że w Polsce będzie lepiej, że uda się obronić Konstytucję, demokrację, że PiS zostanie odsunięty od władzy, że ludzie odpowiedzialni za niszczenie państwa zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Utracił w końcu nadzieję w nasze społeczeństwo - że będzie umiało się zjednoczyć w obronie wspólnych, podstawowych wartości takich jak wolność, równość, demokracja.
I ten brak nadziei popchnął go do tego desperackiego czynu. Bo nie widział innej drogi, nie widział możliwości by dalej żyć, by dalej walczyć o demokrację. Nie zostało mu już nic innego.
W tym kontekście za bohaterów uznaję raczej osoby, które mimo trudności, mimo porażek i niepowodzeń nie poddają się. Osoby które w małych miasteczkach często w niewielkich grupkach zbierały się w lipcu pod sądami, żeby zamanifestować ich sprzeciw przeciwko łamaniu Konstytucji, narażając się na negatyne opinie i wyśmianie przez sąsiadów. Osoby które są pracownikami administracji państwowej i mimo obawy o utratę pracy wychodzą na ulice żeby powiedzieńć głośne "nie" niszczeniu demokratycznego państwa. Osoby które trwają na stanowisku, wbrew obelgom, szykanom, czasem fizycznej agresji. Czasem może nawet wbrew nadziei... ale jednak z nadzieją na to że prawda zwycięży, że zwycięży demokracja.
To tak na wstępie.
Innym powodem mojego odcięcia się od zmieniania tej tragedii w polityczne manifestacje jest fakt, że dla mnie wykorzystywanie w ten sposób nieszczęścia i być może śmierci cżłowieka jest niesmaczne. Czytając wiele komentarzy na temat tego co się stało widziałam porównywanie sytuacji z 19 października do Ryszarda Siwca, Walentego Badylaka, buddyjskich mnichów w Wietnamie czy Jana Palacha w Czechach. Jednak jeśli już silimy się na jakiś historyczny kontekst to warto pamiętać, że nie trzeba szukać aż tak daleko w przeszłości przykładów samopodpaleń, nie trzeba też z tym szukaniem wychodzić poza granicę Polski. W latach 2011 i 2013 miały bowiem w Polsce miejsce dwa akty samopodpaleń, o których zdaje się niektórzy chcieliby w tej chwili tak szczęśliwie
zapomnieć. Oba miały miejsce pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów i również były w zamierzeniu osoby go dokonującej aktem sprzeciwu wobec polityki ówczesnego rządu. Wtedy to pewien polski polityk, w tamtym czasie posiadający jedynie kota i partię, a dziś jeszcze Sejm, Senat, rząd i- tu zdania są podzielone- także prezydenta głośno grzmiał o tym że premier i władza mają krew na rękach. "Mamy już w Polsce dzisiaj naprawdę bardzo już ostry, dramatyczny kryzys społeczny, który całkowicie odbiera tej władzy legitymację. To znaczy stopień dezaprobaty dla tego, co się dzisiaj w Polsce dzieje jest tak wysoki, że można powiedzieć, iż jeśli nie nastąpi jakaś zmiana, to będziemy mieli kolejne bardzo dramatyczne wydarzenia. I chcę bardzo mocno podkreślić, że za te wydarzenia będzie odpowiadała władza" Wtedy tez te wypowiedzi oburzały wiele osób z dzisiejszej opozycji. I tylko zadziwia jak bardzo wobec takiej samej tragedii może zmienić się narracja, gdy to my jesteśmy nie tymi, przeciwko którym jest wykorzystywana, ale tymi którzy mogą ją wykorzystać.
Już na koniec to może warto wstrzymać się z robieniem politycznych manifestacji, zastanowić się przez chwilę nad tym co zdarzyło się na Pl. Defilad i zamiast rzucać oskarżenia- nie ważne jak uzasadnione- na innych choć przez moment pomyśleć czy my sami zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy aby do tej tragedii nie dopuścić. Czy może- moralnie- nie jesteśmy tak samo odpowiedzialni za to co się wydarzyło jak Kaczyński, Szydło, Duda? Czy gdybyśmy my- jako opozycja, jako społeczeństwo- bardziej się zmobilizowali, umieli lepiej razem działać dla wspólnego dobra to czy mogliśmy zapobiec temu aktowi desperacji? Czy nim rzucimy kamieniem oskarżeń w kogoś z drugiej strony politycznej przepaści dzielącej Polaków, nie warto spojrzeć najpierw na siebie. "Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień" Rzucisz?
Marta Kamińska
1 komentarz:
Nie, nie rzucę kamieniem. Wiem, że mogłabym zrobić więcej niż zrobiłam. Ale też nie czuję się bohaterem, choć w lipcu stałam pod sądami, i co miesiąc tam jestem, nawet jeśli deszcz pada i jest nas tylko dwie.
Obserwuję w Polsce stan wyczekiwania i rosnącej desperacji. Nasze wielkie demonstracje nie przyniosły żadnych efektów. Nasza praca u podstaw być może je przyniesie, ale trudno jeszcze to ocenić. Jedzie po nas walec, wierzymy, że kiedyś musi się zatrzymać, ale wierzymy, bo trudno żyć bez nutki optymizmu. Bo przecież wcale zatrzymać się nie musi, możemy zostać rozjechani, możemy podzielić los Ukrainy, lub może nas spotkać jeszcze gorszy los.
W tej sytuacji muszą puszczać nerwy i muszą pojawiać się akty niezgody. Będą to akty autoagresji jak w przypadku o którym tu mowa i akty agresji wymierzone w politycznych wrogów. Nie wątpię, że wielu ludzi z obozu władzy zdaje sobie sprawę, jak bardzo połamali demokrację i prawa obywateli, żeby dostać to, co dostali - apanaże, diety poselskie, lukratywne miejsca pracy dla różnych dzieci i pociotków. To co wyprawiają z Polską śmiało zahacza o przestępstwo, w pierwszym rzędzie zmianę ustroju, który gwarantowała nam Konstytucja. I jeśli chcą bronić swoich pozycji muszą brnąć w kłamstwo i okrucieństwo, i będą agresywni i użyją do tego całego aparatu ścigania i całego "wymiaru sprawiedliwości" jaki zbudowali. Z drugiej strony rozpacz i niezgoda pchnąć może niektórych Polaków do agresji fizycznej wobec władzy. Nie jest to niemożliwe. Ludzie aniołami nie są i jeśli zdolni są podpalić siebie, mogą podpalić czyjś dom. Nigdy bym do tego nie nawoływała, ale rozumiem i czuje potrzebę skutecznego przeciwstawiania się złu, a wielu ludzi skuteczność widzi w aktach agresji.
Co ns czeka? Może nowy stan wojenny, internowania, więzienia, obozy pracy. Dwa lata temu wydawało się to niemożliwe, dziś - całkiem prawdopodobne. Pokiereszowane prawo nie gwarantuje nam wolnych wyborów. Służby cywilne i mundurowe przesunięto z pozycji czuwania nad interesem obywatela do stania na straży interesu władzy. Przez dwa lata cofnęliśmy się o lat trzydzieści, do głębokiego PRL-u, który także straszył nas "ruskimi" choć z nimi flirtował.
Jeśli o bohaterstwo chodzi, to dla mnie bohaterem będzie ktoś, kto przyczyni się do skutecznego wyplenienia zła, jakie się panoszy. Kto zjednoczy Polaków, kto nakreśli wspólne ważne i zrozumiałe cele, kto nie będzie się pchał na afisze, ale nada naszej desperacji sensowny kierunek.
Prześlij komentarz