A teraz coś, tak bardziej na poważnie. I proszę nie traktować mojego tekstu jak słów pokrzywdzonego niedorozwojka, który szuka wsparcia i chce, by ktoś się pożalił, pogłaskał po główce i powiedział mi, jaka jestem świetna. Nie o to w tym tekście chodzi.Ten kto przeczyta uważnie, zauważy, w czym widzę problem. Ten tekst to efekt moich wielu, bardzo wielu rozmów z koderami, którym jest coraz trudniej być. No to...zapraszam
Zacznę od tego, że nie jestem święta. Mam mnóstwo wad, zapewne więcej niż zalet, ale nie będę ich wymieniała, bo ależ bym Wam czasu zajęła :) Tak więc, nie jestem święta i nigdy, przed KODD-em, nie należałam do żadnego ruchu obywatelskiego, żadnej organizacji partyjnej czy pozarządowej. Dopiero sytuacja w Polsce, strach przed powrotem tego, co najbardziej mroczne, przekonało mnie, że chcę być z tymi, co boją się jak ja, co są pełni obaw o przyszłość, dla których mój system wartości jest taki sam. Wpadłam więc w ten nurt kodowski, ogrzewając się życzliwością poznanych ludzi, wspólnymi działaniami, wspólnym celem.
Potem coś się zaczęło psuć, nie chcę już do tego wracać, bo było...minęło...ot normalna sprawa w tak dużym ruchu obywatelskim, który dopiero raczkuje. Jakoś przeszliśmy ten trudny okres i jesteśmy w tym naszym dzisiaj. Jesteśmy i wbrew oczekiwaniom nie tylko tej drugiej strony, będziemy. Taką mam nadzieję i w to wierzę.
Wybraliśmy wreszcie swój Zarząd Główny i Zarządy Regionalne. Wybraliśmy ich, wierząc, że rozumieją, jaką odpowiedzialność biorą na swoje barki. Nie tylko za przyszłość Polski, ale również za nas, zwykłych koderów. Rozumieją, że to nasze zaufanie, wiara w nich, przekonanie, że są gotowi, by kierować KOD-em. Taka była nasza decyzja i taki był wynik demokratycznych wyborów na szczeblu regionalnym oraz regionalnym. I wybaczcie mi, ale nie chcę słuchać, że gdzieś tam, na jakimś szczeblu, wybrani przez nas ludzie nie mogą się dogadać, mają problemy z komunikacją, że ktoś na kogoś jest zły, coś się komuś nie podoba. Proszę, nie wciągajcie nas w sprawy, które powinniście załatwiać między sobą. Czemu ma służyć wzajemne podważanie zaufania? A chwyćcie za telefon, pogadajcie ze sobą i nie ciągnijcie nas w sprawy, które z racji pełnionej funkcji i odpowiedzialności, powinniście sami załatwić. Nie chcę słuchać, kto komu, co i jak. Jestem człowiekiem do pracy a nie zabawy w jakieś gierki. Bardziej interesuje mnie, jak funkcjonuje KOD w regionach niż tarcia na górze. Zarządy Regionalne, Zarządzie Główny, zaufałam, pogodziłam się z wyborem, więc odpuście mi i nauczcie się załatwiać sprawy między sobą, bez wprowadzania dodatkowego fermentu. Jeśli tego nie potraficie, to znaczy, że nie dorośliście do zajmowanej funkcji, do reprezentowania tylu tysięcy ludzi. Uwierzcie, że nic nie zyskujecie w moich oczach, atakując kogoś na szczeblu regionalnym czy krajowym. Wręcz odwrotnie…
A teraz coś o bliższym mi „podwórku”. Niesamowicie brakuje w naszych wzajemnych relacjach zwykłego szacunku. Jak łatwo nam przekroczyć granice, za którym zero merytoryki i najzwyklejsza chęć po prostu dowalenia, obrażenia rozmówcy. Dlaczego, gdy coś mi się nie podoba i pozwalam sobie na krytykę, która nie jest atakiem personalnym od razu czytam i słyszę o jakimś moim rozdwojeniu jaźni, chorobie psychicznej, naiwności wręcz? Dlaczego, gdy coś proponuję otrzymuję informację zwrotną, która pokazuje mi, że nie dorosłam, nie znam się i w ogóle trzeba mnie prześmiać, załatwić niegrzeczną ironią? No właśnie...to jest ten brak szacunku człowieka do człowieka. Jeśli masz inne zdanie, jeśli widzisz, jak bardzo cała idea KOD-u czasami rozmywa się przez fatalną organizację, brak umiejętności i przekonanie, że racja jest tylko jedna...i to nie tego, który pozwala sobie na krytykę. Bardzo łatwo w naszych kręgach stać się czarną owcą, na którą patrzy się z ironicznym uśmieszkiem i drwi się z niej z taką lubością.
Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Nie dlatego, że chcę się wyżalić i posłuchać, jaka jestem wspaniała. Nie… piszę o tym, bo ja jestem silna, choć bardzo emocjonalna. Radzę sobie z takimi postawami, po prostu po kilku nieudanych próbach znikam z takiego podwórka i przychodzi ten moment, że to jest ostateczna decyzja. Chodzi mi o tych, którzy są słabsi, łatwiej się poddają. Oni również znaleźli się w KOD-zie nie przymuszeni przez nikogo, z własnej woli i wielkiego serca dla Polski. Jeśli Wy, w swoich grupkach wzajemnej adoracji, tak bardzo zamkniętych na innych, traktujących swoich kolegów tak bardzo podmiotowo, jako tych, co to mają prawo tylko do uczestniczenia w tym, co sami przygotujecie, nie zmienicie swego nastawienia to… pozostaniecie sami. Nikt nie wytrzyma długo w sytuacji, gdy ma być tylko kolejną liczbą na manifestacji czy marszu, jak wolno mu się tylko dopisać do konkretnego działania, ale nie daje mu się szansy, by mógł współpracować, być współautorem konkretnego wydarzenia.
Wiele jeszcze musimy się nauczyć….wszyscy. Sama pasja, chęć, zaangażowanie to zbyt mało, by pociągnąć mądrze ludzi, pozwolić każdemu znaleźć swoje miejsce, dać każdemu szansę, by i on mógł się czuć pełnowartościowym członkiem KOD-u. Trzeba pamiętać, że każdy, naprawdę każdy z nas wnosi do KOD-u swój talent, swoją wiedzę, swoje umiejętności, wnosi tyle siebie i to nasza największa wartość. Niech ci, których wybraliśmy do władz regionu czy krajowych pamiętają o tym. Niech ci, którzy wolą otoczyć się swoimi aktywistami, nie tracą z oczu całej reszty, która tak cenna i ważna. Niech nie dopuszczą do sytuacji, gdy ludzi ogarnie marazm, zniechęcenie i niewiara, bo o wtedy zostanie? Słuchajcie nas, nie prześmiewając. Otwórzcie się na nasze słowa krytyki, nie przyjmując od razu postawy urażonego łosia. I pozwólcie nam po prostu chcieć być wciąż razem...niby to tylko tyle, ale jak często „aż”.
Tamara Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz