W mediach pojawiły się alarmistyczne informacje o tysiącach wakatów w szkołach w całej Polsce i masowych odejściach z zawodu nasilonych po porażce strajku.
Do skutków oświatowej "dobrej zmiany" należy destabilizacja zatrudnienia. Z jednej strony w wielu placówkach brakuje nauczycieli pewnych kierunków - wychowania przedszkolnego, praktycznej nauki zawodu, matematyki, informatyki. Z drugiej - pojawiło się na dużą skalę zjawisko łączenia pracy w kilku szkołach dla zapewnienia etatu, a dla części nauczycieli w ogóle zabrakło miejsca, bo radykalnie zmieniła się siatka godzin. Przykładowo na stronach kuratoriów znajdują się jedynie pojedyncze oferty pracy dla nauczycieli muzyki, najczęściej w postaci kilku godzin (W Poznaniu - jedna oferta, 10 godzin).
Ruch kadrowy odbywa się w różnych kierunkach. Inne oblicze ma w wielkomiejskich szkołach, w których problemem jest odchodzenie z zawodu młodych nauczycieli znajdujących atrakcyjne zatrudnienie poza oświatą, a inne w małych miejscowościach. W Mazowieckim Banku Ofert Pracy znajduje się obecnie 2151 ofert dla nauczycieli przedmiotów ogólnokształcących, z czego połowa (1062) w samej Warszawie. Natomiast w liczącym 3 tysiące mieszkańców Drobinie (4 szkoły podstawowe i zespół szkół ponadgimnazjalnych) nie zarejestrowano żadnej oferty. Z kolei nawet w dużym Poznaniu 64 nauczycieli straci pracę w swojej szkole, a z 566 nie podpisano nowej umowy po wygaśnięciu poprzedniej.
Likwidacja gimnazjów i powstanie ośmioletniej szkoły podstawowej spowodowały problemy z zapewnieniem wykwalifikowanej kadry w małych szkołach. Na stronie Dolnośląskiego Kuratorium Oświaty znajdują się oferty pracy w jednej z wiejskich szkół: logopedia , chemia, fizyka z astronomią – po 4 godziny, EDB – 1 godzina, pedagogika terapeutyczna – 2 godziny, WDŻWR – 3 godziny, język polski – 5 godzin, biblioteka szkolna – 2 godziny. Co to oznacza w praktyce? Otóż nie ma w tej szkole wykwalifikowanych nauczycieli, ale realnie nie ma również pracy dla nauczycieli. Ile takich szkół musiałaby objechać bibliotekarka, aby uzbierać godziny do etatu?
Jakimś wyjściem z sytuacji jest delegowanie nauczycieli na studia podyplomowe. Uczelnie oferują już możliwość zdobycia kwalifikacji do nauczania dwóch przedmiotów w trakcie trzech semestrów zbitych dla wygody w jeden rok kalendarzowy. Wydaje się, że małe szkoły stoją przed alternatywą zatrudniania na kilka godzin nauczycieli objazdowych lub powierzania nauczania części przedmiotów nauczycielom, którzy w krótkim czasie uzyskają wymagane kwalifikacje. Z perspektywy nauczycieli obie możliwości są niekorzystne. Z jednej strony są to uciążliwe dojazdy, których kosztów nikt nie pokryje, a także brak zakorzenienia w społeczności szkolnej. Z drugiej – kolejne obciążenie czasowe i finansowe studiami, niekoniecznie w interesującej nauczyciela dziedzinie.
A co będzie się działo w szkołach średnich? Obecnie wiele z nich intensywnie poszukuje nauczycieli do obsłużenia podwójnego rocznika. Do zespołów, które stworzyły swój model pracy z uczniami, dojdą nowe osoby, zapewne z własnymi pomysłami. Jak się będzie pracować tym organizowanym na nowo gronom pedagogicznym w trudnym roku wdrażania reformy i funkcjonowania dwóch podstaw programowych w dwóch różnych wiekowo grupach uczniów? Wygra duch współpracy czy raczej rywalizacja w sytuacji, gdy niepewna perspektywa dalszego zatrudnienia? I co stanie się po kilku latach, gdy do tych samych szkół zapuka "pusty rocznik" powstały w wyniku zniesienia obowiązku szkolnego dla dzieci sześcioletnich, czyli obecne klasy 4 szkoły podstawowej?
Czy z MEN-u słychać głosy świadczące o dostrzeżeniu problemów i jakichś pomysłach naprawczych? Otóż pojawiają się co jakiś czas sugestie zwiększenia pensum, co może doprowadzić wręcz do obniżenia stawki godzinowej i paradoksalnie przyczynić się do zwiększenia braków kadrowych z powodu liczniejszych rezygnacji z pracy w szkole. Mówi się również o wyznaczeniu krótkiego okresu z możliwością wcześniejszego przechodzenia na emeryturę po 30 latach pracy. Żadne z tych działań nie byłoby skutecznym antidotum na problemy z zatrudnieniem – odmienne w różnych szkołach czy w różnych kierunkach. Może tylko wcześniejsza emerytura pozwoliłaby na odejście z zawodu części najbardziej zmęczonych i zniechęconych nauczycieli starszego pokolenia.
Co najważniejsze - rząd nie zamierza spełnić postulatów płacowych stanowiących klucz do powstrzymania pauperyzacji tej grupy zawodowej. A zapowiadane szumnie na wrzesień podwyżki wynegocjowane z oświatową Solidarnością traktowane są przez środowisko jako upokarzający ochłap, który nie równoważy nawet rosnącej inflacji.
W całym systemie widać chaos, niepewność i wymuszone zmiany, które na pewno nie wpłyną dobrze na pracę szkoły. I jest jeszcze coś… niby nieuchwytnego, a wręcz namacalnego. Atmosfera. Postrajkowa depresja. Trauma spowodowana nie tylko porażką strajku, ale również tym, jak zostaliśmy potraktowani przez rząd i jaki był społeczny odbiór naszej sprawy, zwłaszcza ten lansowany na paskach telewizji publicznej. Nauczyciele na forach dopingują się wzajemnie do szukania pracy poza oświatą. Coraz częściej rozpoznajemy u siebie klasyczne objawy wypalenia zawodowego.
W niektórych oknach budynków szkolnych wiszą jeszcze wyblakłe wykrzykniki, rytualnie powtarzane jest hasło o zawieszeniu strajku, ale dominuje powszechne zniechęcenie i – jak pisze Paweł Lęcki – poczucie postępującego rozpadu szkoły jako najważniejszej instytucji tworzącej spójność społeczną.
Polecamy lekturę tekstów:
➡️ Małgorzata Żuber-Zielicz/"Edukacyjny alarm dla wielkich miast": https://tiny.pl/td7lr
➡️ Paweł Lęcki/"Śmierć szkoły": https://tiny.pl/td7l4
Protest z Wykrzyknikiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz