czwartek, 15 listopada 2018

Margines (refleksje na temat Marszu)

[fot. Ada Zielińska] 
Wymagało czasu bym przetrawił to, czego doświadczyłem w niedzielę, 11.11.2018 w Warszawie, na ulicy Smolnej. Margines – to słowo przewija się w komentarzach dotyczących uroczystego marszu, czy też marszów. Margines stanowili ponoć palący race, margines stanowiły zakazane symbole, margines stanowiły nienawistne hasła, margines stanowiło łamanie prawa. Było bowiem radośnie, uroczyście, podniośle nawet. A na pewno masowo i patriotycznie.

Margines z pewnością stanowili czołowi politycy obozu rządzącego z Jarosławem Kaczyńskim, Mateuszem Morawieckim, Andrzejem Dudą, Joachimem Brudzińskim na czele. To fakt. Oni i grupka kilkunastu tysięcy (maksymalnie) osób z polskimi flagami poprzedzonych paradą wojskową. Przeszli bardzo szybko, prawie nie zwracając uwagi na wielki napis „Konstytucja”, z którym staliśmy. Generalnie byli przyjaźni, choć niezbyt radośni. Wyglądało jakby uciekali przed tym, co nadciągało za nimi. A osoby odpowiedzialne za komunikację w PiS zrobiły wiele by podkreślić, że gdy główny marsz ruszył, to czołowi politycy byli już w innym miejscu, daleko od wydarzeń i nie mieli z nimi nic wspólnego.

Margines stanowiły jawnie faszystowskie i zakazane symbole, margines stanowiły race, petardy i butelki rzucone bezpośrednio w nas. Margines stanowili ci, którzy inicjowali nienawistne okrzyki – antysemickie, homofoniczne, szowinistyczne, nacjonalistyczne. Mimo tego, że był to margines nikt spoza niego nie zareagował. Nie zrobili nic organizatorzy, nie zrobiła nic policja. Nie sprzeciwił się w widoczny sposób nikt z tysięcy kroczących obok.

Niestety ludzie w większości podążają za siłą, są pełni konformizmu i bardzo potrzebują przynależności, akceptacji, poczucia wspólnoty. To właśnie stało się 11.11.2018, margines narzucił swoją wolę najwyższym władzom państwowym, a następnie całkowicie zdominował marsz około 200 000 ludzi. Niestety nie ma tu jednak mowy o przypadku, dawanie przyzwolenia przez lata skutkuje tym, czego byliśmy świadkami.

Zapalonych rac było setki, nienawistne hasła wykrzykiwane były przez dziesiątki tysięcy, tak margines spod znaku falangi i FN stał się biało-czerwony, polski, narodowy.

Milczenie jest przyzwoleniem, bierność jest akceptacją, odwrócenie głowy rezygnacją, ustąpieniem pola. Historia przynosi setki przykładów. Dlatego staliśmy tam, gdzie trzeba, w imię wartości, których bronimy od lat. Staliśmy jak wyrzut sumienia. I niech nikt nie mówi, że prowokowaliśmy, że nie mieliśmy prawa lub nie było sensu. Staniemy tam znów, zawsze, gdy będzie trzeba. Alternatywą jest siedzenie w ciemnym pokoju ze zdjęcia Ady Zielińskiej

Jędrzej Ochremiak 
13 listopada

Brak komentarzy: