czwartek, 24 maja 2018

Jak PiS "nie podnosi" podatków

Pamiętacie może obetnice PiSu z kampanii wyborczej, że nie będą podnosić podatków? Że "wystarczy nie kraść" i będą pieniądze na rozbudowane programy socjalne? Warto przyjrzeć się jak te obietnice i slogany wyborcze są dziś realizowane.

No więc tak, na początek spójrzmy może na składki ZUS. Ustawą z dnia 15 grudnia 2017 roku Sejm przegłosował zniesienie limitu składek ZUS. Oznacza to zwiększenie rocznych wpływów z tytułu płaconych składek o około 130.000 złotych. Ale w każdym razie to nie podatek.

Nie jest też podatkiem wprowadzona od początku tego roku opłata recyklingowa. Ta opłata która zlikwidowała bezpłatne - czy 5-groszowe - reklamówki foliowe w sklepach poprzez wprowadzenie obowiązku pobierania przez sklepy 20 groszy od każdej takiej siatki. Szacuje się że wpływy do budżetu w 2018 roku z tego tytułu wyniosą około ćwierć miliarda złotych. Pieniądze te pochodzić będą od klientów sklepów, ale za to rząd nie obciążył tych klientów żadnym nowym podatkiem.

Nie możemy także zapomnieć o daninie solidarnościowej. Takim nie-podatku który na specjalny fundusz zapłacą najlepiej zarabiający Polacy. Wpływy z tej daniny mają wynieść około 1,1 mld złotych. Tak przy okazji tej formy "niepodnoszenia podatków" mam wrażenie, że ktoś w PiSie nie odrobił lekcji z języka polskiego (co jakoś specjalnie mnie nie dziwi). W końcu słowo "danina" jest jednym z synonimów słowa "podatek". Znacznie lepiej byłoby użyć nazwy "opłata solidarnościowa", może wtedy słowo "podatek" nie cisnęłoby się aż tak bardzo na myśl gdy człowiek o tej daninie z ust premiera Morawickiego słyszy. 

Dalej mamy powracającą kwestię podniesienia opłat sądowych. Powracającą, bo Zbyszek już raz opłaty chciał podnieść, potem się wycofał, a teraz do pomysłu wraca. I cóż, obywatel zapłaci więcej za sprawę w sądzie, ale to przecież tylko podwyżka opłat sądowych nie podatków, wiec wszystko jest ok.

Można by tak ciągnąć dalej, ale zamiast tego może warto postawić sobie podstawowe pytanie: czy dla obywatele, który musi państwu oddać dodatkowe pieniądze naprawdę ma znaczenie, czy rząd zabierze te pieniądze tytułem podatku, daniny czy opłaty? Podejrzewam że nie. Dla mnie nie robi to różnicy w żadnym stopniu czy zapłacę tu większy podatek, tam mniejszą opłatę czy na odwrót, liczy się dla mnie to ile pieniędzy będę musiała do budżetu co miesiąc przekazać. To jak rząd sobie nazwie nową formę finansowania swoich pomysłów (i nagród) z moich pieniędzy jest dla mnie kwestią nawet nie drugorzędną, bo całokowicie nieistotną.

Tak więc drodzy przedstawiciele partii rządzącej proszę nie próbujcie mi wmówić że nie zwiększacie obciązeń podatkowych Polaków. Zwiększacie i to bardzo. Pod róznymi nazwami, w różny sposób, ale efekt jest ten sam. Polacy zapłacą więcej za waszą politykę. I to jest sedno sprawy.

Marta Kamińska

Brak komentarzy: